Chwila prawdy po meczu Śląska z Rakowem (WNIOSKI)

31.05.2020 (17:05) | Kamil Warzocha | skomentuj (0)

Za nami "inauguracja" rundy wiosennej Ekstraklasy w dotąd niespotykanych okolicznościach. To, co przed wznowieniem ligi sprawiało największy ból głowy, kryło się w pytaniach pokroju "jak piłkarze Śląska wypadną po tak długiej przerwie?". Otrzymaliśmy kilka odpowiedzi, które w kilku punktach nie napawają optymizmem.

Po piątkowym starciu Śląska z Rakowem raczej trudno było spodziewać się fajerwerków, ale za cel minimum można było obrać chociaż wynik remisowy. W obecnej kampanii WKS odniósł porażkę na własnym terenie jedynie z Legią, stąd punkt z nieźle grającym beniaminkiem to punkt satysfakjonujący. Ekipa trenera Lavicki wciąż pozostaje w aktywnej walce o europejskie puchary, ale niestety poza względnie pozytywnym rezultatem powodów do obaw jest więcej, niż powodów do optymizmu. Gdyby uplasować ten mecz na tle innych w sezonie 2019/2020, znalazłby się on w okolicach środka stawki (gdzieś obok ostatniego meczu z Koroną Kielce). Słowem: mogło być lepiej, mogło być gorzej.

Wniosek nr 1: Wątpliwa pozycja Michała Chrapka

Zaczniemy od piłkarza, któremu można zawdzięczać piątkowy remis. Strzelił on bramkę z rzutu karnego w końcówce spotkania ze stoickim spokojem, za co - nawet mimo braku presji z powodu obecności kibiców - należą się brawa. I na tym koniec pozytywów. Na przestrzeni niemal całego spotkania Michał Chrapek nie potrafił dostarczyć swojej drużynie tego, czego się oczekuje od ofensywnego pomocnika. Krótko mówiąc, był to ten mecz Chrapka, po którym można powiedzieć: wolę widzieć go na "ósemce". Przemawia za tym fakt, że wychowanek Wisły Kraków nie zanotował ani jednego sprintu (brak dynamiki?), a jakakolwiek próba kluczowego podania kończyła się niepowodzeniem. Jego dobre imię z tego meczu ratuje (poza golem) jedynie liczba przebięgnietych kilometrów (11,6 km - najwięcej w zespole).

Sumując, mimo że Chrapek znów pokazał gen do strzelania ważnych goli, koniec końców - zanotował przeciętny występ. Nie wyglądał on na piłkarza, którego kibic Śląska chciałby zobaczyć w akurat tej strefie boiska. Mecz z Rakowem pokazał, że na "dziesiątce" przydałoby się małe odświeżenie, a przecież w odwodzie czeka pewien jegomość, który pełnoprawnej szansy w tym roku jeszcze nie otrzymał. Mowa oczywiście o Damianie Gąsce. Nie chodzi o to, żeby całkowicie odstawić Chrapka, ale dlaczego nie spróbować wariantu z jego młodszym kolegą? Może wówczas linia pomocy byłaby bardziej dynamiczna, a za rozrywanie bloków obronnych rywali nie musiałby odpowiadać tylko Przemysław Płacheta.

Wniosek nr 2: Niekończąca się saga, czyli problem z napastnikiem

Przed spotkaniem z Rakowem kontuzji stawu skokowego nabawił się Filip Raicević. Gdyby nie uraz, to prędzej Czarnogórzec mógłby liczyć na większą liczbę minut w meczu z Rakowem niż Erik Exposito. Przed przerwą spowodowaną koronawirusem piłkarzem bardziej przekonującym swoimi czynami na boisku był właśnie zawodnik wypożyczony, co przed wznowieniem rozgrywek ekstraklasy stawiało hispańskiego napastnika pod presją. Piątkowym meczem Exposito mógł wygrać bilet pierwszej klasy na podróż do Gdyni, a tak, przy ewentualnym powrocie do zdrowia Raicevicia, może czuć się zagrożony. W starciu z obrońcami Rakowa miewał lepsze momenty, jak np. wtedy, gdy strzelił w słupek czy kilka razy zwiódł Jarosława Jacha, jednak...

Patrząc na całokształt, ciągle brakuje "tego czegoś", po czym można stwierdzić, że Hiszpan rokuje. Dzisiaj faktem jest, że trudno mu zaufać na dłuższą metę, a 27. kolejka dołącza do szeregu tych, z których napastnika Śląska trzeba rozliczyć negatywnie. Wrażenia optyczne potwierdzają statystyki: 50% celności podań i aż 17 strat (InStat Index: 216). Test oblany. Pytanie, ile jeszcze szans na poprawkę otrzyma 23-latek?

Wniosek nr 3: Krzysztof Mączyński i jego niesprawiedliwa droga przez ciernie 

Dla przeciwwagi czas stanąć w obronie kogoś, komu nie należy się tyle krytycznych głosów, ile otrzymuje. Mowa o Krzysztofie Mączyńskim, do którego o ile można mieć pretensje za czasami nienajlepiej wykonywane stałe fragmenty gry, o tyle w skali całości działań, jakie podejmuje kapitan Śląska na przestrzeni całego spotkania, to tylko kropla w morzu. Warto tutaj przytoczyć akcję meczową z 53. minuty, gdy środkowy pomocnik zrobił coś, czego się po nim oczekuje. Wykonał kluczowe podanie związujące akcję z głębi pola, po którym Filip Marković miał dogodną okazję do zanotowania asysty. To oczywiście nie jedyny moment, kiedy "Mąka" stanął na wysokości zadania.

Według statystyk był najlepszym piłkarzem wrocławian w meczu z Rakowem, a szczególnę uwagę przykuwa fakt, że wygrał 67% pojedynków ze skutecznością podań na poziomie 90%. Nie można co prawda powiedzieć, że to szczyt możliwości 33-latka, ale błędem nie będzie stwierdzenie, że to być może najlepszy zawodnik WKS-u z piątkowego meczu. Gdyby kilku pozostałych kolegów notowało kluczowe zagrania na podobnym pułapie, linia pomocy stworzona przez Vitezslava Lavickę z pewnością funkcjonowałaby zdecydowanie lepiej. Takiego "Mąki" Śląsk potrzebuje w każdym meczu. "Mąki", który swoje na boisku wywalczy, a w odpowiednim momencie meczu zaoferuje "coś ekstra". Tylko te stałe fragmenty... Do poprawy!

Wniosek nr 4: Niepokojąca sympatia Vitezslava Lavicki do Filipa Markovicia

Spośród piłkarzy, którzy mogli zastapić Roberta Picha na prawej stronie boiska, jednym z tych, których kibice Śląska wybraliby w ostatniej kolejności, jest właśnie Filip Marković. I nie chodzi tutaj o brak sympatii czy jakiekolwiek uprzedzenia. Po prostu wydaje się, że za występami Serba od 1. minuty nie stoją mocne argumenty piłkarskie. Odkąd widzimy to nazwisko w szeregach wrocławskiej drużyny, nie było jeszcze momentu, w którym z pełnym przekonaniem mówiło się "Chcemy tego więcej". Pytanie, czy dotychczasowa przygoda Markovicia w barwach Śląska to wszystko, co ten piłkarz potrafi zaoferować? Czy może trener Lavicka dostrzega w nim jeszcze pewne rezerwy, które z nadzieją próbuje uruchomić? Jeśli to drugie, naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego Marković otrzymuje tyle szans, podczas gdy do drzwi pierwszego zespołu pukają inni, choćby młodzi i utalentowani wychowankowie Akademii Śląska. Oczywiście nie wolno nikogo definitywnie skreślać, ale akurat mecz z Rakowym był kolejnym, który dołożył do ogródka kamyczek zwątpienia. Zwątpienia, czy aby na pewno akurat nazwisko Markovicia powinno figurować na liście piłkarzy wybranych nie tylko do pierwszej jedenastki, ale nawet do kadry meczowej.

W końcu na pozycji skrzydłowego może zagrać równie dobrze Damian Gąska czy Sebastian Bergier, których na przestrzeni dłuższego czasu niż kilkunaście minut w meczu Ekstraklasy jeszcze nie widzieliśmy. Trener Lavicka twierdzi, że Marković podoba mu się na treningach, ale niestety piątkowy występ potwierdził przeciwne zdania tych osób, które na miejscu prawego pomocnika z chęcią zobaczyłyby inną twarz. I o ile skuteczność pojedynków (80%) Serba w starciach z obrońcami Rakowa zasługuje na pochwałę, o tyle ogólny wpływ, jaki miał on na ofensywną grę Śląska, był dość nieznaczny. Czeski szkoleniowec ściągnął go z boiska najszybciej, co o czymś świadczy i kibicom może dać do zrozumienia, że 28-latek nie spełnił oczekiwań. Za tydzień okaże się, czy limit zaufania się wyczerpał. Generalnie przypadek letniego transferu Śląska jest o tyle specyficzny, że nie można o nim powiedzieć, tak po prostu, "fiasko". Prędzej o nadejściu piłkarza, który nie zapisał się w pamięci niczym wyraźnym, co pozwoliłoby mu na zwiększenie swoich akcji we wrocławskim zespole. Czas dać szansę komuś innemu.

***

Warto jeszcze nadmienić niepokojącą formę Dino Stigleca, która wciąż pozostaje daleką od tej, którą widzieliśmy w rundzie jesiennej. Natomiast jeśli chodzi o pozytywy, do tych należy dołączyć niezłą grę Śląska w defensywie, która o ile straciła bramkę, o tyle na pewno będzie funkcjonować lepiej (już stoi na niezłym poziomie). Mark Tamas i Israel Puerto prezentują się w parze środkowych obrońców dość solidnie, a Guillermo Cotugno pokazał, że w perspektywie dłuższego czasu zagwarantuje odpowiednią jakość na prawej obronie. Po meczu z Rakowem można stwierdzić, że formacja, która jeszcze niedawno "paliła się" na czerwono, ma potencjał, by osiągnąć zadowalający poziom. Wydaje się, że rokowania są pozytywne dla wszystkich oprócz Dino Stigleca, który przy nieustającej tendencji spadkowej może czuć się zagrożony.