Okiem Patrona: Wrocławski rollercoaster

16.09.2020 (15:00) | Krzysztof Banasik | skomentuj (0)

W wielu krajach ludzie, którzy pragną emocji i wrażeń, wybierają się na skoki na bungee czy przejazdy kolejkami górskimi. Myślę, że kibice Śląska, którzy też lubili sobie w ten sposób zafundować trochę adrenaliny, od jakiegoś roku odpuszczają sobie te aktywności. No bo po co, skoro praktycznie co 2 tygodnie wystarczy się wybrać na stadion Śląska i zawsze będzie ciekawie i emocjonująco?

Pojawia się lekki uśmiech, gdy przypominam sobie czasy męczenia buły za czasów Mariusza Rumaka, nudnego klepania za drugiej kadencji Tadeusza Pawłowskiego, czy Jana Urbana, gdy ciekawie było w walce o tytuł najlepszych w grupie spadkowej. Teraz mamy gwarancję, że każdy mecz jest interesujący, że nawet jeśli czasem rzucają się w oczy techniczne ograniczenia naszych zawodników, to zawsze jest walka do końca.

Mecz z Lechem był kolejnym świetnym przykładem. Staliśmy się specjalistami w odwracaniu losów spotkań. Kiedy Ishak zdobył szybko bramkę, to tylko stwierdziłem, że okej, słabo, ale znając naszą drużynę zaraz to odrobimy, a potem wyjdziemy na prowadzenie. Może wręcz się stało zbyt szybko, dlatego goście zdążyli wyjść na 3:2.

Stwierdzić można, że pomocnicy Lecha są na trochę wyższym poziomie – w trakcie meczu piłkarsko było to widoczne, ale taktycznie potrafimy nadrobić te braki. Stracona bramka też nie podcina skrzydeł, skupiamy się na swojej pracy i to jest świetne. To jest cecha najmocniejszych drużyn, w lidze my taką się stajemy, stwierdzam to z całą pewnością. Przyszłościowo – to jest bardzo ważny sygnał.


Autor tego tekstu jest Patronem ŚLĄSKnetu. Wejdź na www.patronite.pl/slasknet i dołącz do wąskiego grona osób, które wspierają naszą redakcję i mogą liczyć na coś w zamian!


Potrafimy grać swoje przeciwko lepszym piłkarsko drużynom pomimo swoich braków (chociażby niespodzianka w postaci Scaleta w ataku). Mamy określony styl, zadania nakreślane przez trenera i wychodzimy po swoje. Nie ma trzech punktów, ale nikt raczej nie narzeka na ten wynik. Ten sezon może być dla nas bardzo ciekawy, bo przecież kilku docelowo podstawowych zawodników zmaga się z kontuzjami albo dopiero dołączyło. Powinniśmy z kolejnymi miesiącami tylko rosnąć. Tak podpowiada logika i oby tylko dziwne prawa funkcjonujące w ekstraklasie z logiki drwiące nie okazały się mocniejsze.

Tydzień temu chwaliłem Jakuba Łabojkę za grę dla klubu, ogólną postawę i myślę, że mimo praktycznie pewnego transferu, znów zagrał na swoim poziomie. Jest to świetne podsumowanie jego dwóch lat w Śląsku. Ciężka praca, zaangażowanie i rozwój, który pozwoli mu przejść do Włoch, a nam dobrze zarobić. Cieszą takie historie, bo to kolejny przykład, że Wrocław jest miejscem, gdzie można się rozwinąć.

Śląsk to poukładany klub i też funkcjonujący na zdrowych zasadach. Najważniejsze zadanie to teraz wypełnić po nim lukę, co nie będzie łatwe patrząc na to, że Krzysztof Mączyński jeszcze jest na etapie powrotu. Ale z drugiej strony to szansa dla Makowskiego, a może Pałaszewskiego, który dostawał swoje minuty. Może to być kontrowersyjne, wybaczcie. Ale ci, którzy znają moją aktywność z twittera wiedzą, że kibicuję temu zawodnikowi. Nie tylko, bo to nasz wychowanek, ale piłkarsko jest ciekawym zawodnikiem, a też potrafi pracować w defensywie. Zdaje się też, że trener Lavicka się do niego coraz mocniej przekonuje, może dostanie swoją prawdziwą okazję.

Na koniec pozwolę sobie odpowiedzieć tutaj na komentarze z poprzedniego tekstu, przede wszystkim, dzięki za nie – na przyszłość będę starał się też na bieżąco wchodzić w polemikę pod tekstami. Nie zgodzę do końca się z tym, że Pawłowski ma duże zaległości i jest to analogiczne z sytuacjami Paixao czy Markovicia. Po pierwsze, Marco miał piorunujące wejście, co mecz praktycznie strzelał, natomiast co do Flavio – to fakt, długo się aklimatyzował.

Natomiast Flavio i Filip Marković mieli rzeczywiście długie przerwy od gry, ale Pawłowski to inna historia. Miał swoje historie zdrowotne, owszem nie grał zbyt wiele, ale wchodził jako zmiennik. Jednak to nie jest tak, że był przykuty do ławki, chociażby w lipcu jeszcze wszedł i zdobył bramkę z Konyasporem. Dlatego też myślę, że nie będzie potrzebował dużo czasu, aby piłkarsko „ogarnąć się”, ale też rozumiem te wątpliwości, bo początkowo miałem podobnie. Ale no cóż - #InLavickaWeTrust.