Plusy i minusy meczu z Jagiellonią

26.10.2020 (09:01) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotnim spotkaniu z Jagiellonią Białystok? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym opierając się na danych z raportu InStat, podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.

PLUSY MECZU

Mateusz Praszelik

W sobotnie popołudnie przeszedł drogę z piłkarskiego piekła do nieba. Kiedy w meczowym protokole zobaczył swoje nazwisko wśród rezerwowych, nawet nie miał prawa być zaskoczonym, bo dwa poprzednie mecze w jego wykonaniu były naprawdę fatalne. W końcówce pierwszej połowy boisko musiał jednak opuścić kontuzjowany Marcel Zylla, a Mateusz Praszelik jako inny młodzieżowiec okazał się trenerowi Śląska niezbędny. Sprowadzony z Legii zawodnik wszedł w trudnym momencie, ale odegrał decydującą rolę w spotkaniu z Jagiellonią. W akcji bramkowej wszystko zrobił sam i był w tym zabójczo skuteczny. To on odebrał piłkę rozkojarzonemu Bartoszowi Bidzie, po czym ruszył w kierunku bramki przeciwnika, by ostatecznie z zimną krwią kapitalnie pokonać Damiana Węglarza. Pierwszy gol w barwach Śląska, który dodatkowo zagwarantował nam w sobotę komplet punktów, powinien dać Praszelikowi dużo pewności siebie.

Israel Puerto

Niespodziewanie pojawił się w wyjściowej jedenastce kosztem grającego całkiem nieźle w ostatnim czasie Marka Tamasa, jednak odegrał ważną rolę w odniesieniu cennego zwycięstwa. Dyrygowana przez niego i Wojciecha Gollę, właściwie zorganizowana defensywa Śląska całkowicie zneutralizowała atuty bezbłędnej wcześniej na wyjazdach Jagiellonii. W raporcie InStat Puerto zanotował trzecią najlepszą notę w drużynie (lepsi byli tylko bramkarz i zdobywca bramki), był zdecydowanie najlepszy w statystykach wygranych pojedynków, a także odzyskanych piłek. Był bohaterem ostatniej akcji, kiedy po potężnym zamieszaniu w polu karnym Śląska, przypadkowe uderzenie zmierzało w kierunku bramki gospodarzy, jednak Puerto zdążył z interwencją przed linią bramkową. Gdyby w tej sytuacji Puerto nie wykazał się refleksem, ta analiza dotyczyłaby zremisowanego meczu wrocławian.

Piotr Celeban

Trener Jagiellonii spróbował zaskoczyć Śląsk wystawiając na stronie Celebana debiutującego w jedenastce Krisa Twardka. Urodzony w Toronto Czech już w jednej z pierwszych akcji został jednak bardzo zdecydowanie zatrzymany przez Celebana i przekonał się, że sobotniego meczu nie będzie mógł zaliczyć do udanych. Były kapitan Śląska odebrał ochotę do gry w tym spotkaniu nie tylko Twardkowi, był pożyteczny przy rozbijaniu ofensywnych wypadów podopiecznych Bogdana Zająca. Białostoczanie mieli problemy ze znalezieniem luki w szczelnej obronie Śląska, nawet kiedy już wydawało się, że jedno dokładne podanie napędza akcję, swoboda dla gości kończyła się w najlepszym wypadku dla nich, na linii pola karnego. Celeban w tym sezonie gra częściej, jest pewniejszy, jak za dawnych lat chętnie uczestniczy też w akcjach ofensywnych. W sobotę oddał jeden celny, groźny strzał w końcówce pierwszej połowy, nie zaskoczył jednak Damiana Węglarza.

MINUS MECZU

Bartłomiej Pawłowski

Kiedy podpisywał kontrakt ze Śląskiem, wydawało się, że będzie potrzebował zdecydowanie mniej czasu na powrót do formy, z której pamiętali go kibice Ekstraklasy. Od debiutu Pawłowskiego w zielono-biało-czerwonych barwach minął już jednak grubo ponad miesiąc, a on nie zrobił nic, żeby do siebie przekonać. Kiedy dostawał piłkę, sprawiał wrażenie człowieka, który nie ma pomysłu co z nią zrobić, a kilkanaście minut szansy, którymi obdarował go trener Vitezslav Lavicka przykro ciągnęło się i dla niego i dla kibiców. Często zastanawiamy się, czy Lubambo Musonda daje ofensywie wrocławian tyle, ile powinien, są tacy, którzy najchętniej wytykaliby mu każde niedokładne zagranie, żeby udowodnić, że nie nadaje się do naszego zespołu. Kiedy jednak przeanalizujemy, w jaki sposób swój boiskowy czas wykorzystuje Musonda, a jak Pawłowski, okaże się, że pozycja Zambijczyka na prawym skrzydle Śląska jest niepodważalna i pewnie będzie tak jeszcze co najmniej do końca roku.

WYDARZENIE MECZU

Domowe czyste konto

Przez cały poprzedni sezon Śląsk Wrocław tylko raz zachował czyste konto na własnym stadionie – w meczu z bezzębnym, rozbitym ŁKS w 30. kolejce (4:0). Sobotni mecz był dopiero czwartym rozegranym przez zespół Vitezslava Lavicki na Maślicach w trwających rozgrywkach, a bramki udało się nie stracić już po raz drugi. Zielono-biało-czerwoni na zero z tyłu zagrali już na inaugurację przeciwko Piastowi (2:0), wygrana bez strat z Jagiellonią jest o tyle cenniejsza, że drużyna z Podlasia wydawała się po prostu groźniejsza. W ostatnich tygodniach pokazywała już przecież ofensywną siłę na trudnych terenach w Warszawie i Gliwicach. Sobotnie spotkanie dla Śląska było trudne, zwycięstwo udało się wyrwać niemałym nakładem sił, nie można jednak powiedzieć, że było szczęśliwe. Podobnego charakteru oczekiwalibyśmy po przerwie związanej z Pucharem Polski wreszcie również w meczach wyjazdowych.


Partnerem głównym ŚLĄSKnetu jest firma Superbet - sprawdź najnowsze promocje!