Łabojko: W Serie B każda drużyna ma swój styl (WYWIAD)

30.11.2020 (10:00) | Krzysztof Banasik | skomentuj (0)

Po ponad dwóch miesiącach spędzonych we Włoszech, porozmawialiśmy z Jakubem Łabojką o różnicy pomiędzy ekstraklasą a Serie B i wrażeniach z gry dla Brescii. TUTAJ znajduje się pierwsza część wywiadu, w której były pomocnik Śląska Wrocław podsumował swoją przygodę z WKS-em. TUTAJ znajduje się również rozmowa z Pauliną Czech, narzeczoną Łabojki.

Jesteś już gotowy, żeby udzielić wywiadu po włosku?

Nie, na to jest jeszcze za wcześnie. Miałem dopiero kilkanaście lekcji, także mój zasób słów jest na to jeszcze za mały, żeby swobodnie używać włoskiego.

Klub od ciebie oczekuje nauki włoskiego?

Nie musi, bo taka potrzeba naturalnie powstała. Ja chcę rozumieć, co dzieje się dookoła mnie. Tutaj prawie wszyscy mówią po włosku, tylko z kilkoma zawodnikami mogę dogadać się po angielsku, z niektórymi muszę na migi, bo dla Włochów angielski prawie nie istnieje. Trenerzy i asystenci prowadząc treningi też używają tylko włoskiego, dlatego muszę szybko się go nauczyć.

Rozumiesz, czego oczekują od ciebie trenerzy w trakcie treningów?

Rozumiem co 4-5 słowo, w dodatku Włosi mówią bardzo szybko, ale staram się zrozumieć kontekst Dużo rzeczy przed treningami, ale też w trakcie i po zajęciach podpowiada mi Filip Jagiełło, który jest już we Włoszech ponad rok. Zna włoski i dzięki niemu jest mi zdecydowanie łatwiej w komunikacji między zawodnikami czy też sztabem.

Diego Lopez do Urugwajczyk, może poprosisz Guillermo Cotugno o pomoc?

(uśmiech) Nie rozmawiałem na temat trenera z Guillermo, ale widać, że trener to Urugwajczyk. Często chodzi ze swoim ulubionym napojem, czyli yerbą i ogólnie ma luźne podejście do wielu rzeczy..

Zanim trafiłeś do Brescii, mówiło się o zainteresowaniu ze strony SPAL i Chievo. Te plotki były prawdziwe?

Docierały do mnie te plotki, ale nie było żadnych konkretów. Od menadżera wiedziałem tylko o ofercie z Brescii i z jednego z polskich klubów.

Z którego?

Pomidor (śmiech). Jednego z pucharowiczów z obecnego sezonu.

Nie chciałeś poczekać jeszcze pół roku lub rok na oferty z lepszych klubów? Czułeś, że musisz odejść już teraz, żeby się rozwijać?

Wydaje mi się, że to był dobry moment na odejście. Oferta z Brescii była na tyle konkretna, że chciałem z niej skorzystać i spróbować swoich sił  w zachodnim klubie. Wywalczyłem sobie swoją ciężką pracą silną pozycję w zespole - tak jak wcześniej w Radzionkowie i Częstochowie. W swojej całej karierze jakoś nigdy bardzo nad ofertami się nie zastanawiałem, nigdy ich też zbyt wiele nie było. Wybierałem te, które były i zawsze wychodziłem na tym dobrze. Myślę, że tym wypadku też tak będzie. 

Przed przejściem do Brescii miałeś czas na głębszą analizę tego, czy to będzie dobry klub dla ciebie?

Kontaktowałem się z Patrykiem Dziczkiem (piłkarzem Salernitany, występującej również w Serie B, przyp.red.), pytałem go ogólnie o tę ligę. O Brescii rozmawiałem z Tomkiem Kupiszem, który tu kiedyś grał. Mój menadżer ma tutaj we Włoszech Szymona Żurkowskiego, więc też wiedział mniej więcej, czego możemy się spodziewać. Oczywiście przeanalizowałem też skład, ale trudno było zdobyć jakieś informacje o wewnętrznych aspektach klubu, poza tymi podstawowymi.

Znalazłeś jakieś minusy?

Raczej nie. Na pewno wiedziałem, że klub będzie chciał szybko wrócić do Serie A i to było dla mnie ważne, że są zdecydowanie ambicje w Brescii na to. Klubowi udało się utrzymać prawie całą kadrę - poza Sandro Tonalim, który odszedł do Milanu, zostali prawie wszyscy. Jest myśl o powrocie do elity. Po analizie tego wszystkiego stwierdziłem, że to solidny klub.

Jak wygląda baza treningowa Brescii?

Generalnie infrastruktura taka stadionowa we Włoszech jest średnia, natomiast nasza baza treningowa wygląda bardzo dobrze. My mamy do dyspozycji trzy pełnowymiarowe boiska trawiaste, całą odnowę biologiczną z siłownią, jest też duże zaplecze socjalne.

Piłkarz też człowiek i pewnie na samo miejsce, w którym ma grać, też patrzy.

Oczywiście, że tak. Trening i mecze to jest tylko część życia, a człowiek nie żyje tylko pracą, ale ma też swoje życie prywatne. Można gdzieś zarabiać krocie, ale co z tego, jak nie da się nigdzie wyjść, coś zrobić, po prostu normalnie żyć. To jest też nam potrzebne, żeby gdzieś pojechać, coś zwiedzić, po prostu mile spędzić czas. Z Brescii jest blisko do Werony, Mediolanu, Wenecji i nad słynne jezioro Garda. Jak skończy się pandemia, będziemy mogli z narzeczoną zwiedzić te miejsca.

Jaka jest różnica pomiędzy Brescią a Śląskiem w organizacji samego klubu?

Przyznam szczerze, że trochę inaczej sobie to wyobrażałem. W aspekcie samej organizacji klubu, Śląsk wypada zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim liczyłem na większa pomoc po przyjeździe tutaj - z mieszkaniem, otworzeniem konta, czy innymi sprawami formalnymi. Włosi mają zupełnie inną mentalność. W efekcie przez 2,5 tygodnia musiałem mieszkać w hotelu, później znaleziono mi mieszkanie, które miałem tylko 3 tygodnie. Dopiero pod koniec października przeprowadziłem się do mieszkania, w którym już mam zostać.. Oni mają tutaj na wszystko czas, z niczym im się nie spieszy, o wszystkim trzeba im przypominać. Umawiają się na konkretną godzinę, po czym nie przyjeżdżają i mówią, że to miało być jutro… Jest specyficznie i na pewno nie jest to niemiecka szkoła. Muszę się tego nauczyć i do tego przyzwyczaić, bo jeśli tak do tego nie podejdę, będzie mnie to wszystko mocno irytowało.

A sprawy sportowe?

Na pewno plusem jest, że na daleki wyjazdy latamy samolotami, bo dojechać z północy na południe zajęłoby nam z 12 godzin. Poza tym dużo rzeczy wygląda tak samo, ale np. tutaj nie ma kierownika drużyny. W Śląsku było tak naprawdę dwóch (Zbigniew Słobodzian i Szymon Mikołajczak - przyp.red.), a tutaj nie ma żadnego. Jest dwóch “kitmanów”, którzy zajmują się tylko i wyłącznie sprzętem. Na wyjazd tutaj nie jedzie się z torbą, wystarczy mi kosmetyczka, bo wszystko inne jest już zapakowane, o sprzęt nie musimy się martwić. Mamy się skupić tylko i wyłącznie na graniu. Nie ma tutaj czegoś takiego, że młodzież musi zbierać, nosić i myć piłki, liczyć pachołki… Wszystko jest już gotowe. Ty masz po prostu przyjść i skupić się na treningu. Masz się czuć jak piłkarz, a nie jak ktoś, kto musi sprzątać, czy przygotowywać sprzęt na trening. Praktycznie o nic nie trzeba się martwić.

Treningi mocno się różnią?

Musiałbym to podzielić na dwa etapy, bo podczas tego 2-miesięcznego pobytu zdążył mi się już zmienić trener. Luigi Delneri, czyli ten pierwszy trener, prowadził długie zajęcia, trwające 2 - 2,5 godziny. Było dużo taktyki, przesuwania się, rozgrywania schematów. Trener stawiał na to, żeby przede wszystkim na boisku być w pełni świadomym tego, co się robi. We wrześniu było tu gorąco i odczułem trudy tych treningów, nie wiem jak koledzy dali radę w lipcu czy sierpniu, jak było jeszcze upalniej.

Z kolei trener Diego Lopez stawia przede wszystkim na treningi z piłką - jest dużo różnych gier, gry pozycyjne, gry na utrzymanie piłki. Można powiedzieć, że prawie wszystkie zajęcia to jakieś gierki, czy to na utrzymanie czy w przewadze. Zajęcia są krótsze, bo trwają 1,5 godziny, ale też są intensywne.

Zdążyłeś z trenerem Delnernim chociaż wypić kawę?

Nie. Trener Delneri poza przywitaniem i zbiciem piątki po meczu raczej nie był rozmowny. To był starszy trener, nawet Włosi albo zawodnicy zagraniczni, którzy spędzili tu już kilka lat, przez jego dziwny, neapolitański akcent często mieli problem, żeby go zrozumieć. 

Ktoś z klubu wytłumaczył wam to zwolnienie po zaledwie dwóch kolejkach?

Siedzę sobie w hotelu i przeglądam Instagrama, patrzę, a tu informacja, że “Trener Delneri coś tam, coś tam…”. Kopiuję, wklejam do tłumacza i czytam: “Delneri został zwolniony”. Raczej nie spodziewałem się, że po dwóch meczach i miesiącu pracy ktoś trenera zwolni, ale właściciel miał inne zdanie na ten temat.

Jaki jest obecnie twój status w zespole? Jak podsumujesz te nieco ponad dwa miesiące w swoim wykonaniu?

Szczerze nie spodziewałem się, że od razu po przyjściu trener da mi szansę gry w podstawowej jedenastce. Było to dla mnie trochę dziwne, bo ten transfer był bardzo szybko robiony, trochę chaotycznie. Przyjechałem, odbyłem pięć treningów, po których byłem bardzo zmęczony. Przeskok z treningów w Śląsku na te 2,5-godzinne trenera Delneriego był spory. Raczej spodziewałem się ławki rezerwowych i że może dostanę kilka minut szansy, a tu miła niespodzianka. 

Trenera Delneriego zastąpił Diego Lopez, który półtora miesiąca wcześniej zaliczył z Brescią spadek… Wrócił więc bardzo szybko na swoje stanowisko. Jak przyszedł z powrotem, to tak naprawdę zastał prawie cały zespół bez zmian personalnych. Na pierwszym treningu widział prawie wszystkich tych samych zawodników jak w Serie A i to na nich postawił. Ja też nie prezentowałem się wtedy na tyle dobrze, że trener dał mi szansę gry w podstawowym składzie.

Starałem się więc pokazać w końcówkach (12 minut przeciwko Lecce i 28 minut przeciwko Chievo - przyp.red.). Później miałem okazję grać całe spotkanie w Pucharze Włoch przeciwko Perugii, wygraliśmy 3:0. Po tym meczu trzy dni później usiadłem na ławce, ale w kolejnym spotkaniu wystąpiłem już od początku. Zaprezentowałem się w miarę dobrze i teraz dalej muszę pracować i przez dobre występy gruntować sobie pozycję w zespole.

Grasz na tej samej pozycji jak w Śląsku? Masz takie same zadania?

To też musiałbym podzielić na dwa etapy. Za trenera Delneriego graliśmy takim klasycznym 4-4-2 ze skrzydłowymi, bez klasycznej “dziesiątki” i wtedy grałem taką “ósemkę”. Natomiast u trenera Lopeza gramy 4-3-1-2, ale czterema środkowymi pomocnikami - z “dziesiątka”, dwiema “ósemkami” i “szóstką”. We Włoszech środkowych pomocników dzieli się trochę inaczej. Jest „mezzalla”, czyli taki „pół lewy” lub „pół prawy” pomocnik grający między liniami obrony i ataku. Jest „trequartista”, czyli klasyczna „dziesiątka”. Jest też „regista”, czyli klasyczna „szóstka”. Ja byłem na początku ustawiony tak trochę jak czasami gra Piotrek Zieliński, czyli na pół lewej pomocy jako „mezzalla”. Ostatnio gram już tak jak wcześniej w Śląsku, jako „regista”. Chyba na ten moment tam trener Lopez mnie widzi.

Jaka jest różnica pomiędzy Serie B a ekstraklasą?

Te ligi są do siebie podobne w kontekście pojedynków fizycznych, ale tutaj gra jest bardziej intensywna i przede wszystkim jest dużo więcej taktyki. Każda drużyna ma jakiś swój styl, swoją filozofię. W ekstraklasie drużyny ze środka lub dołu tabeli są nijakie, a tutaj po obejrzeniu 2-3 meczów danego zespołu już można go jakoś scharakteryzować. W Polsce większość drużyn gra podobnie. Mało jest klubów, które grają np. trzema lub pięcioma obrońcami. Zespoły zbytnio nie różnią się od siebie. Tutaj trenerzy próbują, kombinują z taktyką.

Któryś z obecnych piłkarzy Śląska dałby sobie radę w Brescii?

Piłkarze są tutaj lepszej jakości, ale nie ma przepaści. Nie każdy może pasować do stylu włoskiego - ktoś może mieć być lepszy pod Niemcy, Anglię czy Hiszpanię. Ja czułem, że Serie B może mi podpasować pod kątem taktycznym. Ta liga jest skrojona pode mnie i uważam, że mogę tutaj rozwinąć te rzeczy, które mam jeszcze do poprawy.

Jak wygląda życie w szatni Brescii? Tęsknisz za słynną polską szatnią?

W Śląsku był nasz wewnętrzny regulamin szatni, który musiał być respektowany i był egzekwowany. Tutaj jednak jest inaczej. Jest więcej luzu, nie ma zbyt wielu zasad. Nie da się tego porównać do polskiej szatni, w której są często żarty, dowcipy, rozmowy na po treningach czasami trwały po 2 godziny, bo fajnie było z kolegami pogawędzić. 

Tu każdy jest skupiony bardziej na sobie. Na pół godziny przed treningiem mamy zbiórki. Niektórzy przychodzą, przebierają się w 5 minut, a pozostałe 25 minut spędzają z telefonem. Czasami nawet przebierając się grzebią w telefonie. Ledwo skończy się trening, już sięgają po telefony.. Filip Jagiełło opowiadał ł mi, że w Genui 20 minut po treningu już nikogo w szatni nie było.

Na szczęście w Brescii jest grupa piłkarzy, dzięki której jednak można tutaj czuć się dobrze, rodzinnie. Mamy sporo młodych zawodników na dorobku, w zasadzie tylko kilku zawodników jest po 30 roku życia

O co Brescia walczyłaby w ekstraklasie?

Wydaje mi się, że walczyłaby o miejsca pucharowe.