Plusy i minusy rundy jesiennej

13.01.2021 (06:00) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Na półmetku zimowej przerwy raz jeszcze wracamy do pierwszej części sezonu. Co zasługuje na pochwałę, a co na krytykę po ligowej jesieni w wykonaniu Śląska Wrocław?

PLUSY RUNDY

Śląsk nadal w czołówce

Drugi pełny sezon pracy trenera Vitezslava Lavicki w Śląsku przynosi perspektywy na drugi finisz w górnej połowie tabeli, co we wcześniejszych sezonach bynajmniej nie było regułą. Czeski szkoleniowiec w relatywnie krótkim czasie przywrócił zespół z Wrocławia na należne mu miejsce w ligowej hierarchii. Nie uczynił z niego hegemona i faworyta każdego meczu, ale wypracował ze swoimi piłkarzami taki pomysł na granie, że zimowanie tuż za podium jest wynikiem jak najbardziej zasłużonym. W grze Śląska cały czas jest co poprawiać, bo spadek dyspozycji fizycznej i wynikające z tego kłopoty w końcówkach meczów, szczególnie w drugiej części rundy były aż nadto widoczne. Nie można jednak nie docenić generalnego progresu w stosunku do ery sprzed Lavicki, zaś sam czeski trener jest coraz bliżej poprawienia wyniku Ryszarda Tarasiewicza, który w tym wieku pracował przy ławce wrocławian najdłużej.

Twierdza Wrocław

To plus nie tylko rundy jesiennej, ale i całego 2020 roku, bo tylko jedna porażka w 16 meczach na własnym stadionie (1:2 z Lechią w lipcu) to osiągnięcie, obok którego trudno przejść obojętnie. W tym sezonie takich spotkań było 7, podobnym rezultatem pochwalić się mogą tylko Raków oraz Pogoń. Solidna gra w roli gospodarza to również miara sukcesu, za jaki należy uważać aktualne wyniki Śląska pod wodzą Lavicki. Bez względu na to, kto jest przeciwnikiem wrocławian na Stadionie Miejskim, starają się grać zgodnie ze swoim pomysłem, a najczęściej przynosi im to wymierne rezultaty. Nie każdy mecz rozgrywany jesienią na Maślicach był idealny w wykonaniu Śląska, choćby te z przełomu października i listopada przeciwko Jagiellonii (1:0) oraz Górnikowi (0:0) stanowiły raczej niestrawne propozycje, ale udawało się punktować, bo świadomy siły gospodarza zespół przyjezdny bywa mniej odważny niż zwykle. Jesienna domowa efektywność cieszy tym bardziej, że realizowała się nawet przy pustych trybunach.

Poprawa w defensywie

I nie chodzi o Konrada Poprawę, którego trener Lavicka w przypływie zaskakującej szczerości pewnego dnia wymienił jako realnego kandydata do gry w wyjściowym składzie, tylko o sypiące się pewnym momencie jak z rogu obfitości czyste konta. Śląsk przez całą ekstremalnie wydłużoną rundę wiosenną zanotował tylko jeden mecz bez straty gola, a w pierwszej części bieżącego sezonu udało mu się to aż pięciokrotnie. Przed ostatnim ubiegłorocznym meczem z Wartą mógł się nawet pochwalić serią ponad 300 minut bez wpuszczonej bramki na Stadionie Wrocław, a jakby niespodzianek było mało, z czystym kontem wrócił nawet z meczu wyjazdowego w Bielsku-Białej (2:0). Śląsk jesienią stracił raptem 15 bramek, mniej jedynie Górnik oraz Pogoń i być może większa właśnie większa koncentracja na zadaniach defensywnych jest kluczem do odpowiedzi na pytanie w jaki sposób wrocławianie znaleźli się tuż za podium.

MINUSY RUNDY

Wyjazdy

5 ligowych porażek w 7 jesiennych meczach poza Wrocławiem to było coś więcej niż tracone punkty przez drużynę Vitezslava Lavicki. To były występy tak słabe, że nic tylko usiąść i płakać, proszenie się o kłopoty, powielanie tych samych błędów. Wspomnienie meczów w Płocku oraz Szczecinie (dwie porażki po 0:1) do dziś wywołuje autentyczną gęsią skórkę, bo czasem aż trudno było uwierzyć, że drużyna, która jeszcze kolejkę wcześniej tak dobrze wyglądała na własnym boisku, teraz w pełnym tego określenia znaczeniu przechodzi obok gry. Co więcej, dysonans wywoływały też poszczególne wyjazdy, bo jednak dwóch kompletów punktów grającemu w roli gościa Śląskowi nikt nie dopisał za darmo. Dało się przy Reymonta w Krakowie pod koniec wakacji (3:1) i dało się trzy miesiące później w Bielsku-Białej (2:0), otwartym pozostaje pytanie dlaczego takie wyskoki były jednorazowe. Okazja do weryfikacji zimowych przemyśleń nadarzy się bardzo szybko – nowy rok rozpocznie się od dwóch wyjazdów, do Mielca i Gliwic.

Brak gwiazdy

Gdyby ktoś zapytał mnie dla którego zawodnika Śląska Wrocław warto włączyć telewizor i z niecierpliwością oczekiwać meczu, miałbym problem z odpowiedzią. W pierwszej chwili do głowy przychodzi myśl o najlepszym strzelcu – tym jesienią był Robert Pich, który trafił pięciokrotnie, jednak jego gra była bardzo nierówna i trudno mówić w tym przypadku o liderze pełną gębą. To może napastnik? O Eriku Exposito powiedziano już chyba wszystko, mamy snajpera na miarę naszych możliwości, zbyt często jesienią okazywało się jednak, że w najważniejszych momentach nie można na niego liczyć. Nieprzykuwająca pewnie szalonej uwagi postronnych kibiców gra Śląska może wynikać właśnie z kłopotów z wykreowaniem niekwestionowanego lidera. Kogoś, kto będzie brał grę na siebie, gdy wszystkie inne opcje zawiodą. Można mówić, że trudno wyobrazić sobie jedenastkę bez Mateusza Praszelika czy Krzysztofa Mączyńskiego, ale to ciągle nie ten rodzaj prowadzenia drużyny.

WYDARZENIE RUNDY

Walka z koronawirusem

Covidowa runda przeszła do historii, a Śląsk może być zadowolony z tego, jak bronił się przed natarciem pandemii. Żaden jesienny mecz nie został przełożony z powodu potwierdzenia przypadków zakażeń koronawirusem w ekipie wrocławian, choć przed wyjazdem do Szczecina w 4. kolejce naprawdę niewiele brakowało. Zaraza w drużynie Lavicki miała charakter pełzający, dopadała co jakiś czas a to pojedynczych piłkarzy, a to członków sztabu. Dawała znać o sobie niemal do końca ligowego roku, przecież to właśnie z powodu chińskiej choroby Michał Szromnik w grudniu z powodzeniem zamienił między słupkami Matusa Putnockiego. Covid nie storpedował jesiennego terminarza Śląska, czego nie można powiedzieć o wielu innych drużynach ekstraklasy. Wrocławianie za sprawą zakażeń w obozie rywala ucierpieli raz – do Gdańska (2:3) pojechali nie tuż przed, a tuż po listopadowej przerwie na mecze reprezentacji.