Radecki o Śląsku: Zostawili mnie na lodzie

18.01.2021 (12:00) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Były zawodnik zielono-biało-czerwonych doszedł do siebie po poważnej kontuzji kolana, a w tym sezonie walczy o powrót do ekstraklasy. Pomocnik Radomiaka rozlicza się z przeszłością spędzoną we Wrocławiu i nie zamierza gryźć się w język.

Mateusz Radecki trafił do Śląska przed rozpoczęciem sezonu 2018/2019 z wówczas pierwszoligowych Wigier Suwałki. Był jednym z kilku piłkarzy, których w tamtym czasie wrocławianie wypatrzyli na zapleczu ekstraklasy, w porównaniu do Damiana Gąski, Jakuba Łabojko czy Mateusza Cholewiaka, o miejsce w składzie było mu zdecydowanie trudniej. Jego najlepszy czas we Wrocławiu przypadł na sam początek pracy trenera Vitezslava Lavicki – bramkę zdobył już w debiucie czeskiego szkoleniowca w lutym 2019 roku, wywalczył miejsce w pierwszym składzie, a w dalszej części rundy trafił jeszcze dwukrotnie walnie przyczyniając się do utrzymania.

W międzyczasie zaczęły mu jednak doskwierać problemy zdrowotne. Po uszkodzeniu łękotki przeszedł artroskopię kolana, zdołał wrócić, ale później na stół operacyjny trafiał jeszcze dwukrotnie i ostatecznie w sezonie 2019/2020 rozegrał zaledwie dwa spotkania, tracąc całą rundę wiosenną. 30 czerwca ubiegłego roku oficjalnie poinformowano, że Radecki rozstaje się ze Śląskiem, przebieg wypadków mógł być jednak zupełnie inny.

"Warunki, które zaproponował mi Śląsk były bardzo słabe. Umowa rzucona była moim zdaniem od niechcenia, aby klub wyszedł dobrze w mediach. Kontrakt, który został mi zaproponowany, polegał na wypełnieniu minut co sezon, nie dostałem nic pewnego. Ogólnie umowa miała trwać cztery lata, ale w każdym sezonie musiałbym, zagrać określoną liczbę minut, abym mógł mieć przedłużony angaż"

- powiedział w rozmowie z portalem 2x45.info Radecki. Jak dodaje rozżalony zawodnik, jemu zależało na rocznej umowie z opcją przedłużenia, tak by mógł się odbudować. Zaproponowane wówczas przez klub opcje minutowe nazwał „bezsensownymi”.

Śląsk zaproponował nowy kontrakt kontuzjowanemu zawodnikowi dobrych kilka miesięcy przed wygaśnięciem dotychczasowej umowy. Takie działanie wrocławian natychmiast zostało podkreślone w mediach, bo podobne wsparcie dla wyłączonego z gry piłkarza wcale nie jest oczywistą regułą. Radecki po roku od tych wydarzeń burzy jednak sielankę i zarzuca działania „pod publiczkę”.

"Informacja o przedłużeniu kontraktu pojawiła się już kiedy przebywałem w Barcelonie na zabiegach. Śląsk miał wyjść na najlepszy klub, a tak naprawdę w niczym mi nie pomogli i zostawili na lodzie. Nie załatwili nawet operacji. Sam robiłem wszystko na własny rachunek, bez żadnej pomocy finansowej. Konsultacje lekarskie, noclegi, przeloty, operacje..."

- wylicza Radecki. Dopytywany o ewentualny żal względem władz Śląska ucina, że nic takiego nie czuje, a „te osoby po prostu go nie interesują”. Zdaniem piłkarza szefowie klubu z Oporowskiej nie zachowali się po ludzku, a przy rozstaniu zabrakło nawet telefonu z podziękowaniami za grę.

Urodzony w Radomiu Radecki po rozpoczęciu trwającego sezonu ponownie związał się z Radomiakiem, a w rundzie jesiennej rozegrał już pięć meczów na zapleczu ekstraklasy. Jego drużyna zimuje na 4. miejscu, czyli w strefie barażowej z dwoma punktami straty do lokaty premiowanej bezpośrednim awansem.

Program Tylko Śląsk z 27.02.2019 z udziałem Radeckiego