Plusy i minusy meczu z Lechem

22.02.2021 (12:00) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po wczorajszym spotkaniu z Lechem Poznań? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.

PLUS MECZU

Para stoperów

Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie pomyślałby, że trener Vitezslav Lavicka będzie zmuszony wystawić na mecz ligowy duet środkowych obrońców Piotr Celeban – Mariusz Pawelec. Dwaj doświadczeni zawodnicy wskoczyli do składu z konieczności i choć w Poznaniu nie zachowali czystego konta, ich grę należy ocenić pozytywnie. Oni dwaj, jak nikt inny, rozumieli powagę sytuacji, w której znalazł się Śląsk, nie odkładali nogi, a swoje zaangażowanie podkreślili żółtymi kartkami. Odważniejsza niż we wcześniejszych meczach gra Śląska przy Bułgarskiej wzięła się właśnie z obecności Celebana i Pawelca – kiedy masz poczucie, że za twoimi plecami są dwaj tak charakterni zawodnicy, odpuszczanie nie wchodzi w grę. Gdyby nie czwarty w sezonie kartonik Celebana, z dużą dozą prawdopodobieństwa można byłoby przewidywać, że para stoperów nie zmieni się przed niedzielną wizytą Pogoni Szczecin na Stadionie Wrocław.

MINUSY MECZU

Dino Stiglec

Chorwat zdecydowanie pod formą jest od dłuższego czasu, jednak wczoraj jego słaba dyspozycja zadecydowała o utracie jedynej bramki. W Poznaniu to stroną Stigleca poszła akcja, po której Jan Sykora dośrodkował na głowę Arona Johannssona, a sam lewy obrońca wrocławian nie miał pomysłu, jak upilnować swojego przeciwnika. Im dalej w mecz, tym Stiglec wyraźnie miał coraz mniej sił, zaczynał oddychać rękawami, ale nie zszedł z boiska, bo trener Lavicka nie widzi dla niego żadnego zmiennika. Chorwat nie ma nawet równorzędnego rywala do miejsca w składzie, po tym jak kontuzji w trakcie przygotowań doznał Olivier Wypart, a Mateusza Maćkowiaka w kontekście pierwszej drużyny chyba nikt nawet nie bierze już pod uwagę. Z sentymentem można wspominać pierwsze mecze Stigleca po transferze do Śląska na początku poprzedniego sezonu. Wówczas jego rola również dla ofensywy zielono-biało-czerwonych była nieoceniona, teraz jest tylko cieniem samego siebie i to moment, żeby bić na alarm.

Robert Pich

Już tylko Warta Poznań, Wisła Płock i Zagłębie Lubin mają w tym sezonie najlepszego strzelca z mniejszą liczbą bramek niż Śląsk, w którym to miano dzierży słowacki skrzydłowy. W przypadku Picha dodatkową atrakcją jest fakt, że poprzedniego, piątego gola strzelił w listopadzie. Na szybkie przełamanie się nie zanosi, bo to kolejny piłkarz drużyny Lavicki, który poraża swoim brakiem formy. Być może taki już urok Słowaka, że udane pół roku będzie przeplatał z całkowicie beznadziejnym, ale na taką chimeryczność rozwiązaniem jest ławka rezerwowych. Tymczasem Pich wszystkie mecze w tym sezonie rozpoczął od pierwszej minuty, a szkoleniowiec wrocławian nie dostrzega, że największe zagrożenie stanowi na papierze. Skrzydłowy w Poznaniu zafundował sobie alibi w postaci autorstwa trzech z siedmiu strzałów swojego zespołu, sęk w tym, że wszystkie były niecelne i nie stanowiły realnego zagrożenia dla rywala.

Marazm w ofensywie

Postawiony pod ścianą trener Lavicka zdecydował się na przywrócenie do wyjściowej jedenastki Fabiana Piaseckiego kosztem Erika Exposito, moc uderzeniowa jego zespołu niespecjalnie jednak na tym zyskała. Aktualny król strzelców zaplecza ekstraklasy nie oddał w Poznaniu żadnego strzału, poprawy nie spowodowało również stworzenie duetu napastników po wejściu Hiszpana dwadzieścia minut przed końcem podstawowego czasu. Śląsk w ofensywie kolejny raz był bez pomysłu, bez wigoru i bez nadziei, a fakt, że jedyny celny strzał udało się oddać Bartłomiejowi Pawłowskiemu po prostej stracie Alana Czerwińskiego mówi wszystko o postawie gości wczorajszego meczu. Wrocławianie wyjechali z Bułgarskiej z jednym celnym strzałem, a w czterech tegorocznych spotkaniach w światło bramki uderzyli łącznie raptem sześć razy. To wynik zawstydzający i sygnalizacja problemu, którego nie da się rozwiązać z dnia na dzień. Konstruowanie akcji w starciu ze słynącą z defensywy Pogonią za tydzień może być prawdziwą męką.

WYDARZENIE MECZU

Pierwsza porażka Lavicki z Lechem

Spośród aktualnego składu ekstraklasy (nie biorąc pod uwagę beniaminków trwającego sezonu), Lech był ostatnim zespołem, z którym nie przegrał trener Vitezslav Lavicka. W czterech wcześniejszych meczach jego zespół zdobył sześć punktów i aż dziewięć bramek, wczorajszy mecz uświadomił jednak, jak dużo na gorsze zmieniło się z biegiem czasu. W poprzednim sezonie przy Bułgarskiej wrocławianie rozegrali jeden z najlepszych meczów za kadencji czeskiego szkoleniowca (3:1), niedzielna porażka podsyciła natomiast plotki dotyczące jego niepewnej przyszłości w Śląsku. Klub z Oporowskiej zawdzięcza obecnemu trenerowi bardzo dużo i zmiana na ławce dla samej zmiany przed domowymi potyczkami z wiceliderem oraz liderem byłaby szaleństwem. Wątpliwości jednak rosną, a może nawet jeszcze ważniejsze niż punkty, których strata ze względu na poukładaną sytuację w tabeli aż tak bardzo nie boli, w kontekście przyszłości jest pytanie o styl i pomysł.