Puchar Polski dla Rakowa – co to oznacza dla Śląska?

02.05.2021 (18:10) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Mizerna pierwsza połowa i piorunująca końcówka na Arenie Lublin. Przedstawiciel ekstraklasy lepszy od pierwszoligowca – finisz sezonu w najwyższej klasie rozgrywkowej zapowiada się dzięki temu pasjonująco.

Bez zapowiedzi tego spotkania w ostatnich kilkunastu dniach nie mogła odbyć się praktycznie żadna relacja z meczu ekstraklasy. Po tym, jak Raków Częstochowa zapewnił sobie miejsce na podium w końcowej tabeli, a los w finale Pucharu Polski skojarzył go z pierwszoligową Arką Gdynia, stało się jasne, że pół ligi będzie trzymać kciuki za podopiecznych trenera Marka Papszuna. 4. miejsce na koniec sezonu ekstraklasy mogło dać bowiem prawo startu w europejskich pucharach tylko w przypadku zwycięstwa częstochowian na Arenie Lublin, a międzynarodową przepustką zainteresowana była cała grupa drużyn. Obok Śląska to także Lechia Gdańsk, Piast Gliwice, Zagłębie Lubin i Warta Poznań.

Pierwsza połowa dzisiejszego meczu finałowego w Lublinie nie dostarczyła większych emocji. Piłkarze obu zespołów oddali tylko jeden celny strzał (do interwencji zmuszony został golkiper gdynian Kacper Krzepisz) i można było pokusić się o opinię, że stawka zawodów przytłoczyła finalistów. Odmianę przyniósł jednak już pierwszy kwadrans po przerwie, a z sensacyjnego objęcia prowadzenia cieszył się zespół trenera Dariusza Marca. W 57. minucie na dośrodkowanie z lewej strony boiska zdecydował się Mateusz Żebrowski, jego wrzutka zamieniła się w strzał na bramkę Rakowa i Dominik Holec musiał wyjmować piłkę z siatki.

Raków po straconym golu wyglądał na zespół rozbity, długo bił głową w mur i niewiele wskazywało na to, że może jeszcze wrócić do gry jednocześnie fundując emocje na ostatniej prostej w ekstraklasie. Drużyna trenera Papszuna odrobiła jednak straty w 81. minucie za sprawą mocnego uderzenia pod poprzeczkę Iviego Lopeza, a osiem minut później zadała decydujący cios po sprawnie przeprowadzonej kontrze i trafieniu wprowadzonego niedługo wcześniej Davida Tijanicia. Raków wyrwał zwycięstwo 2:1, wywalczył pierwszy w stuletniej historii klubu Puchar Polski i ucieszył pół ekstraklasy, bo dzięki takiemu wynikowi liga będzie zdecydowanie ciekawsza.

Spekulacje wreszcie się kończą – Śląsk jest w pięciodrużynowym gronie zaangażowanych o pierwsze miejsce poza podium, które pozwoli wystartować od 1. rundy kwalifikacji nowoutworzonej Ligi Konferencji Europy. Póki co jego sytuacja jest… najgorsza, bo zajmuje dopiero 8. miejsce, jednak strata wrocławian do już pucharowej 4. lokaty, którą zajmuje Lechia Gdańsk wynosi zaledwie dwa punkty. Wobec takiego rozstrzygnięcia finału Pucharu Polski, na ważności zyskuje także najbliższy mecz podopiecznych trenera Jacka Magiery. Dokładnie za tydzień rywalem zielono-biało-czerwonych będzie jeden z bezpośrednich rywali do gry w Europie Warta Poznań.

Raków Częstochowa - Arka Gdynia 2:1 (0:0)

Bramki: Lopez 81', Tijanić 89'  - Żebrowski 57'

Raków Częstochowa: Holec – Piątkowski, Niewulis, Arsenić (80 Tijanić), Tudor, Spała (46 Poletanović), Lederman (85 Szelągowski), Kun, Lopez, Gutkovskis (68 Arak), Cebula (80 Schwarz)

Arka Gdynia: Krzepisz – Kasperkiewicz, Marcjanik, Memić, Deja, Danch, Hiszpański (58 Siemaszko), Letniowski (46 Da Silva), Valcarce (58 Skóra), Żebrowski (80 Sasin), Rosołek

Sędzia: Paweł Gil (Lublin)