Plusy i minusy meczu z Rakowem

18.10.2021 (06:00) | Karol Bugajski | skomentuj (0)

Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotnim spotkaniu z Rakowem Częstochowa? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym, opierając się na danych z raportu InStat, podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.

PLUS MECZU

Mateusz Praszelik

Najlepszy młodzieżowiec września nie przejął się popularnym piłkarskim przesądem zgodnie z którym statuetka wręczona przed meczem może działać demobilizująco i kolejny raz stanął na wysokości zadania. Sobotni występ Praszelika to nie tylko zdobyta bramka, bo łącznie oddał cztery strzały pełniąc jedną z najważniejszych ról w ofensywie swojego zespołu. Przeciwko Rakowowi nie mógł sobie pograć Erik Exposito, którego obrońcy gości pilnowali jak oka w głowie, dzięki czemu miejsce znajdował sobie 21-latek z Raciborza, a jego dyspozycja do końcowego gwizdka pozwalała wierzyć w uniknięcie porażki. Były legionista przeciwko wicemistrzowi Polski podjął również jedną udaną próbę kluczowego podania i zanotował pięć udanych dryblingów na sześć prób. W sobotę zapracował na najlepszą drużynową notę InStat Index.

MINUSY MECZU

Wojciech Golla

Po tym jak w wielu wcześniejszych meczach okazywał się kluczową postacią defensywy Śląska, przeciwko drużynie Marka Papszuna niewątpliwie zawiódł. W sytuacji, która zakończyła się bramką na 0:1 to Golla zupełnie zgubił z radaru Vladislavsa Gutkovskisa, a Łotysz wystawił długą nogę do dośrodkowania Iviego Lopeza i napoczął gospodarzy. Forma doświadczonego obrońcy wrocławian w starciu z wicemistrzem pozostawiała sporo do życzenia, o czym świadczą kolejne statystyki – zdecydowanie najniższa dokładność podań i wygranych pojedynków spośród tercetu stoperów, a także druga najwyższa w zespole liczba straconych piłek. Obrońcy Rakowa uciekali Golli, więc ten ratował się faulami, wykręcił ich trzy, również najwięcej w ekipie gospodarzy. 29-letni obrońca zbyt wiele już w piłce przeżył, by z takich potknięć nie wyciągać wniosków, pozostaje mieć nadzieję, że w sobotni wieczór oglądaliśmy jedynie wypadek przy pracy.

Victor Garcia

Dla hiszpańskiego wahadłowego mecz z Rakowem był powrotem na murawę po blisko miesięcznej przerwie (poprzednio zagrał w feralnym starciu Pucharu Polski z Bruk-Betem), nie da się jednak powiedzieć, że był to powrót udany. Trener Jacek Magiera na konferencji prasowej po końcowym gwizdku gryzł się w język, by nie powiedzieć, że Garcia wskoczył do składu za wcześnie, poznaliśmy już jednak tego piłkarza na tyle, by z czystym sumieniem stwierdzić, że nie dawał drużynie takiej jakości, jak wcześniej. Hiszpan tradycyjnie szukał sobie miejsca w bocznych sektorach boiska w akcjach ofensywnych Śląska, brakowało jednak błysku, który tak bardzo spodobał nam się na początku sezonu, również na arenie międzynarodowej. Garcia sobotni mecz zakończył z jednym niecelnym strzałem, a także pięćdziesięcioprocentową skutecznością dryblingów i wygranych pojedynków.

"Duży mecz" jak synonim porażki

Kolejny sprawdzian i kolejne rozczarowanie – do listy, na której figurowały już nazwy Hapoelu czy Lecha, po 11. kolejce ekstraklasy możemy dopisać Raków. Wystarczy, że na drodze drużyny trenera Jacka Magiery stanie zespół nieco solidniejszy niż Wisła Płock czy Zagłębie Lubin, z którymi bez większych problemów ostatnio udawało się wygrywać, a rzeczywistość przestaje być tak różowa, jak chcielibyśmy ją widzieć. Śląsk w sobotę nie przegrał z wicemistrzem Polski pechowo. Zgoda, przegrał przez pięciominutowe zaćmienie, które kosztowało go utratę dwóch bramek, jednak chyba właśnie o doprowadzanie rywala do takiego stan w piłce nożnej chodzi. Raków był w stanie zrobić to na Stadionie Wrocław, bo miał więcej jakości, a na rzeczywistość nie ma się co obrażać. Argument nietrafiony, bo Śląsk ograł Legię? Przecież komplet punktów z mistrzem Polski tej jesieni to żadna weryfikacja, a bardziej obowiązek…

WYDARZENIE MECZU

Padła Twierdza Wrocław

W 11. kolejce seria najdłużej niepokonanego zespołu w ekstraklasie okazała się bardziej wartościowa od najdłuższej w lidze passy bez domowej porażki i Śląsk został z pustymi rękami na Stadionie Wrocław. Jacek Magiera po raz ostatni bez choćby jednego punktu z Pilczyc wyjeżdżał… jako trener Legii, gdy we wrześniu 2017 roku przegrał 1:2 i stracił pracę w klubie ze stolicy Polski. W roli szkoleniowca Śląska punktował zawsze, jednak pierwszą cegiełkę do przerwanej właśnie serii w swoim pożegnalnym meczu przed marcową przerwą na kadrę dołożył jeszcze Vitezslav Lavicka (0:0 z Wisłą Płock). Od zapisywanej jeszcze na konto Czecha przegranej 0:1 z Legią 7 marca zielono-biało-czerwoni w lidze byli niepokonani we Wrocławiu, jednak nie należy zapominać o tym, co niespełna miesiąc temu spotkało ich w pucharowym meczu z Bruk-Betem. Wtedy również zespół gości wyjechał ze stolicy Dolnego Śląska z tarczą, a dwie przegrane w trzech poprzednich domowych grach bez rozróżniania rozgrywek to już sytuacja, która może delikatnie niepokoić.