Zero zaskoczenia

18.10.2021 (13:00) | Konrad Omieljaniuk | skomentuj (0)

Stało się. Najpierw Śląsk w Poznaniu odniósł pierwszą ligową porażkę w tym sezonie, następnie Raków sprawił, że padła Twierdza Wrocław. Wrocławianie zrzucili z siebie fałszywy wizerunek drużyny nieskazitelnej, a trener Magiera na konferencjach prasowych sprawiał wrażenie człowieka, którego te porażki nie zaskoczyły.

Tekst ten nie ma być oczywiście żadnym atakiem na trenera wrocławian. Podkreślaliśmy już wielokrotnie, że Magiera początkiem swojej pracy wykręcił we Wrocławiu wynik nawet lekko ponad stan, więc aktualna bolesna weryfikacja na tle absolutnej czołówki ligi nie jest powodem do bicia na alarm.

BEZ NIESPODZIANEK

Z analitycznego punktu widzenia rozumiem, że aktualna kadra Śląska wraz kontuzjami, które pojawiły się w ostatnich tygodniach, nie otwierała przed trenerem Magierą zbyt wielu opcji na rotowanie składem. Jako kibic czuję jednak lekkie rozczarowanie, że dość łatwo zaakceptowano dwie ostatnie ligowe porażki, a z pomeczowych narracji wypływa morał: nikt nie był w stanie nikogo zaskoczyć, wygrała drużyna na ten moment lepsza. Trener Magiera pokazywał już przecież, że potrafi skutecznie rotować formacją lub składem, teraz postawił na talię zgranych kart i nie przyniosło to punktów.

Zaczęło się od wypowiedzi trenera Lecha Poznań, Macieja Skorży, na konferencji prasowej przed meczem ze Śląskiem:

Rozpracowywanie rywala jest w tej chwili łatwą sprawą. Mamy dużo narzędzi i analiza drużyny jest w każdym zespole ekstraklasy na wysokim poziomie, więc pewnie i Śląsk nas ma rozpracowanych na czynniki pierwsze. Nie sądzę, żeby ktoś kogoś zaskoczył.

Rzeczywiście, obie drużyny wiedząc o sobie wszystko wyszły na murawę, żaden z trenerów nie zaskoczył zmianą składu ani formacji względem poprzednich spotkań i Śląsk przegrał 0:4. Trener Magiera na pomeczowej konferencji przyznał, że Lech był drużyną lepszą:

Gratulacje dla Lecha, graliśmy dzisiaj z zespołem, który pokazał dzisiaj dużo jakości i wygrał zasłużenie. Gratulacje dla Maćka Skorży, który dobrze przygotował drużynę do tego meczu. Mecz mógł się podobać, Lech wygrał, gdyż lepiej wykorzystywał fazy przejściowe w momentach, gdy gra  toczyła się akcja za akcję.

Byli lepsi, wygrali, taki jest sport i trzeba to pokornie zaakceptować. Jednak mijają dwa tygodnie, Śląsk przegrywa kolejny ważny mecz, tym razem u siebie z Rakowem, trener Magiera wchodzi na konferencję prasową i jedne z jego pierwszych słów brzmią:

Raków nas dzisiaj niczym nie zaskoczył.

I oczywiście rozumiem, że Raków nie zaskoczył taktyką ani pomysłem na ten mecz i to miał na myśli trener Śląska, ale jednak każda rywalizacja sportowa sprowadza się do tego, że wygrany czymś zaskoczył przegranego, jak choćby w tym meczu Raków zaskoczył Śląsk kontratakiem na 2:0.

KIBIC, NIE ANALITYK

Zaczynanie w ten sposób konferencji jako trener przegranej drużyny odbieram jako dość niefortunne. Wyobraźmy sobie obitego boksera po przegranej walce, który z podbitym okiem i przestawionym nosem wychodzi do wywiadu i mówi: „Rywal mnie niczym nie zaskoczył, po prostu byłem dzisiaj słabszy w fazie przejściowej między otrzymaniem ciosu, a upadkiem na deski”.

Jako kibice lubimy być pozytywnie zaskakiwani i dlatego tak szybko polubiliśmy trenera Magierę, który nie bał się niepopularnych decyzji. Nie oczekuję oczywiście rewolucji przed każdym meczem, słabszy okres jak ten obecnie musiał nadejść, wierzę, że jest tylko chwilowy. Nie miałbym nic przeciwko, żeby nadchodzący mecz z Wisłą w Krakowie (w najbliższą sobotę o godzinie 20:00) również był kompletnym brakiem zaskoczenia dla obu stron, lecz tym razem to Śląsk wyszedł z niego zwycięsko jako drużyna dojrzalsza i piłkarsko lepsza. Bo w całym tym wyrachowanym, taktycznym świecie, w którym nic już nie jest tajemnicą, na końcu wciąż jest kibic, który podchodzi do tego nieco bardziej emocjonalnie i każda porażka jego drużyny jest dla niego przykrym zaskoczeniem.