Im bliżej końca przygotowań, tym więcej… pytań?

04.07.2022 (12:00) | Bartosz Królikowski | skomentuj (0)

Cztery z sześciu przedsezonowych sparingów Śląska Wrocław za nami. Co dzięki nim wiemy? No właśnie. Oto jest pytanie. Bo można odnieść wrażenie, że pytań przybywa zamiast ubywać, zwłaszcza jeśli chodzi o wybory personalne. Choć w tym wypadku, to niekoniecznie oznacza coś złego. Kilku zawodników wysłało jasny sygnał, że chcą walczyć o swoje. Zapraszamy na tekst w ramach #EchaMeczu.

Gdyby ktoś zapytał teraz jaki skład może wystawić Ivan Djurdjević w piątek 15 lipca o 20:30 w Lubinie na inaugurację sezonu, większość ludzi miałaby tęgi problem ze zdecydowaną odpowiedzią. Nawet tych, a może wręcz szczególnie tych, którzy oglądali wszystkie dotychczasowe sparingi WKS-u. Niemal każdy dotychczasowy mecz kontrolny Śląska miał innych bohaterów, innych zawodników którzy zaznaczyli swoją obecność w tej drużynie. Póki co z zaskakująco dobrej strony pokazało się też kilku piłkarzy, jakich nie sposób było o to podejrzewać albo przynajmniej atakowali oni z drugiego szeregu. Czyli nie byli pierwszymi nazwiskami kojarzącymi się z wyjściowym składem. Ale po kolei.

CZWÓRKA Z TYŁU TO JEST TO

Wpierw zwróćmy uwagę co wiemy na pewno. Jak wspomniałem, nie ma tego wiele, ale jest jeden kluczowy aspekt, który już właściwie się rozstrzygnął. Otóż chodzi o kwestię formacji. W każdym ze sparingów WKS grał na czterech obrońców z tyłu. Od przyjścia Ivana Djurdjevicia można to było przewidywać, tak grał jego Chrobry Głogów. Co prawda Serb próbował tam na początku z tercetem środkowych defensorów, ale seria porażek na początku pracy skutecznie odwiodła go od tego pomysłu. Kolejne znaki przychodziły z czasem. Odejście Wojciecha Golli i niesprowadzanie nikogo w jego miejsce, transfer klasycznego skrzydłowego Johna Yeboaha, szansa dla mogącego grać na boku Piotra Samca-Talara (o nim jeszcze będzie). Najważniejsze są jednak mecze, a one wyraźnie pokazują, że gra na trzech z tyłu odchodzi do lamusa. To dobra decyzja, bo WKS nie ma teraz kadry na to. Każdy ze stoperów Śląska na ten sezon, to mniejsza lub większa zagadka i bez tego. Poza tym o ile prawa obrona po przyjściu Martina Konczkowskiego byłaby gotowa, na grę wahadłami, tak o lewej tego powiedzieć nie można. Natomiast to wszystko nie oznacza, że problem z defensywą został rozwiązany.

PRZECIEKANIE W WIELU KONFIGURACJACH

Podczas tych czterech sparingów, Śląsk miał na boisku przeróżne zestawienia defensywne. Ale każdy ten mecz miał jedną cechę wspólną. Brak czystego konta. Wrocławianie tracili bramki w różnych okolicznościach. GKS Tychy strzelił jako pierwszy, choć średnio szybko bo w 39. minucie. FK Cukaricki też otworzył wynik, ale o wiele szybciej, bo już w pierwszych 10 minutach. Radnicki Nis wbił piłkę do siatki jak już było po jabłkach, bo WKS prowadził 3:0. Zaś NK Radomlje zdobyło bramkę kontaktową, ale nie potrafiło nic więcej w związku z tym uczynić. Niby po jednym golu, lecz to duży problem, bo skoro w sparingach je regularnie tracą, to czemu nie mieliby w lidze, gdzie rywal będzie o wiele bardziej zmotywowany.

Rodzi to także pytanie, kto rozpocznie ten sezon w wyjściowym składzie. Przeciwko NK Radomlje w pierwszej połowie grał duet Bejger-Gretarsson i wyglądało to dobrze. Słoweńcy tak jak przez większość meczu, nie byli wtedy w stanie poważnie zagrozić bramce Śląska. Akurat Łukasz Bejger spędził sporo czasu na boisku, gdy WKS nie tracił goli. Mowa o pierwszej połowie z Radomlje i drugich połowach z GKS-em Tychy i FK Cukaricki. Tylko Radnicki Nis strzelił swoją bramkę, gdy 20-latek był w grze. Wydaje się zatem, że młodzian ma najlepszą pozycję w walce o skład. Ale kto do niego? Śląsk stracił 3 gole z Jehorem Matsenko, 2 z Diogo Verdascą i po 1 z Bejgerem, Gretarssonem i Szymonem Michalskim. Na zero są Konrad Poprawa oraz Kacper Radkowski, przy czym ten pierwszy grał więcej (105 minut). Czy to ustawia go zatem w lepszej sytuacji? Niekoniecznie, bo ta statystyka wszystkiego nie mówi. Poza tym Gretarsson chociażby wydaje się po prostu lepszym obrońcą, plus jest lewonożny. Tym bardziej kwestia walki o skład jest otwarta.

GARCIA ZOSTANIE WYPARTY?

Kolejna niewiadoma to boki obrony. Chociaż w sumie to raczej jeden. Martin Konczkowski raczej nie przyszedł żeby siedzieć na ławce i choć nie sposób odbierać szans Patrykowi Janasikowi, zwłaszcza że jakoś szczególnie gorzej w Słowenii nie wygląda, to raczej z byłym zawodnikiem Piasta Gliwice zespół Śląska rozpocznie ten sezon. Co innego zaś strona lewa. Po odejściu Dino Stigleca większość fanów Śląska nadstawiała uszu, aby usłyszeć pogłoski co do tego kto przyjdzie w jego miejsce. Ewentualnie zastanawiano się, czy szansy nie dostanie Mateusz Maćkowiak. Tymczasem młodemu defensorowi szybko wyrysowano drogę prowadzącą do drzwi wyjściowych, a nowego lewego obrońcy póki co nie ma. Pojawił się za to ktoś, kogo w przewidywaniach co do tej pozycji trochę pominięto.

Olivier Wypart póki co w tych 4 spotkaniach spędził na boisku ponad 200 minut. Znacznie więcej niż Victor Garcia, który uzbierał ich trochę nieco powyżej 100. Był jedynym, który przeciwko Radomlje zagrał cały mecz, mimo iż hiszpański rywal był na ławce. Co więcej, 21-latek wygląda całkiem dobrze. W ofensywie może nie bryluje, ale w obronie zbyt wielu zastrzeżeń mieć nie można. Zaś to w zeszłym sezonie, zwłaszcza na lewym boku, była rzadkość. Czy zatem Wypart ma szanse rozpocząć sezon w wyjściowym składzie? Owszem i to wcale nie takie małe. Trener Djurdjević ewidentnie coś w nim widzi. Gdyby było inaczej, z pewnością bardzo naciskałby na transfer kogoś nowego, a WKS wcale nie szuka z jakąś szczególną pasją. Poza tym Olivier jest też młodzieżowcem, co przy grającym Bejgerze znaczenia nie ma. Ale wiemy że Łukasz końskiego zdrowia nie ma, a Śląsk bogactwa w młodych też nie. Ziarno wątpliwości zostało w każdym razie zasiane.

DRUGI SZEREG DO ATAKU!

Wypart nie jest jedynym, który dość niespodziewanie zaatakował podstawowy skład, wykorzystując też po części mały wybór na swojej pozycji. Kimś takim jest przede wszystkim Piotr Samiec-Talar, póki co najlepszy strzelec WKS-u w okresie przygotowawczym. Już po sparingu z GKS-em Tychy pisał o nim Karol Bugajski, a ten dołożył dublet z Radnickim Nisem. Wydawało się, że po dwóch nieudanych wypożyczeniach do 1. ligi, skończy się na kolejnym, po którym będą już tylko drzwi wyjściowe z gatunku „żegnamy na amen”. Tymczasem on w pełni wykorzystał małą liczbę opcji na skrzydle i szansę jaka się z tym wiązała. Przyszedł co prawda John Yeboah, który całkiem nieźle szarpał z Radomlje. Ale to nie jest ktoś nie do pokonania w walce o skład. Śląsk nie sprowadził kogoś, kogo możemy zakwalifikować jako oczywistego kandydata do bycia gwiazdą ligi. Być może nadchodzi czas, w którym talent Samca-Talara przestanie być jak yeti. Każdy o tym słyszał, są tacy co twierdzą iż widzieli, ale jasnych dowodów nie ma. Ekstraklasa powie „sprawdzam”.

Niepewności co do kształtu wyjściowej jedenastki dostarczyli też inni. Caye Quintana przeciwko Radomlje ogólnie jakoś mocno nie błyszczał, ale dublet ustrzelił Być może pierwszy raz w WKS-ie zagrał jak rasowy napastnik. Raz wykończył akcję z zimną krwią, a przy drugim golu po prostu stał tam gdzie powinien kiler pola karnego. Dla wielu wciąż jest „10”, ale kto wie, a nuż udowodni że nos snajperski też jednak posiada. Szczególnie iż Erik Exposito póki co nie strzelił nic. Ze Słoweńcami imponował też Adrian Łyszczarz. Walczył w środku pola jak lew, jego odbiory były imponujące, a do tego jeszcze kapitalna asysta, przy golu nr 1 Caye. Jeżeli on miałby grać np. jako partner Patricka Olsena w głębi pola, to właśnie w taki sposób. Inaczej bezpieczniej będzie postawić na klasyczniejszą „6” jak Petr Schwarz, czy ew. Michał Rzuchowski. On też swoją cegiełkę z NK dołożył, bo to po jego uderzeniu w słupek dobijał Hiszpan na 2:0. Dodatkowo z GKS-em Tychy oraz Radnickim Nisem konkrety w postaci gola i asysty dał Javier Hyjek, kolejny który ma coś do udowodnienia. Do tego jeszcze o swoje minuty z pewnością zawalczą Adrian Bukowski czy może nawet Karol Borys.

Gęsto więc w tym środku pola, jak już dawno nie było. Ale to dobrze, wzajemna rywalizacja nigdy nie jest zła. Jeżeli komuś ona szkodzi, to tym którym brakuje mentalu. Jak więc widać, znaków zapytania co do składu jest wiele. Właściwie to takimi pewniakami są chyba tylko Martin Konczkowski oraz Patrick Olsen. Blisko takiego statusu są Michał Szromnik, Łukasz Bejger oraz Erik Exposito. Ewentualnie jeszcze Dennis Jastrzembski, bo mimo wszystko trudno uwierzyć w duet Yeboah/Samiec-Talar na skrzydłach w Lubinie. Reszta? Konia z rzędem temu kto wie, czyli mniej więcej połowa składu to zagadka. Przed Śląskiem jeszcze dwa sparingi tego samego dnia (6 lipca). O 11:00 węgierskie Zalaegerszegi, a o 17:00 słoweńska ND Gorica. Węgrzy to dużo mocniejszy zespół, więc tam można spodziewać się czegoś bliższego pierwszego garnituru, a z beniaminkiem Prva Liga rezerwowych. Być może zestawienia w tych meczach rzucą więcej światła na potencjalny skład na Zagłębie Lubin.