Cierpienia jakiegokolwiek napastnika. Trudny los „dziewiątek” w Śląsku

21.09.2022 (14:00) | Bartosz Królikowski | skomentuj (0)

Zaledwie 9 goli w 10 spotkaniach i praktycznie niedefiniowalny jeszcze styl gry w ofensywie. Atak Śląska Wrocław cienko przędzie od początku bieżącego sezonu, a zwłaszcza napastnicy, którzy dali póki co tylko 2 gole (oba Erik Exposito). Problem „dziewiątki” powraca do WKS-u jak bumerang od lat, ale nie ogranicza się on tylko do samych snajperów. Ten zespół to bowiem od bardzo dawna dla nich wyjątkowo nieprzyjazne miejsce.

Wpierw należy ustalić jedną rzecz. Przez termin „napastnik” w tym tekście, mam na myśli zawodników grających nominalnie na pozycji „dziewiątki”. Jak Fabian Piasecki, Sebastian Bergier czy Erik Exposito, który to siłą rzeczy będzie głównym punktem odniesienia. Nie biorę pod uwagę piłkarzy, którzy raz kiedyś grali tam z potrzeby chwili lub wyjątkowo specyficznego podejścia trenera. Wszakże za Vitezslava Lavicki, WKS potrafił wyjść od pierwszej minuty choćby z Mateuszem Cholewiakiem ustawionym na pozycji wysuniętego napastnika. Zaś ten jak wiadomo z byciem „dziewiątką” nie ma, nie miał i raczej nigdy nie będzie miał nic wspólnego. Dlatego takich przypadków nie ma co rozpatrywać, bo to raczej jednorazowe sytuacje, najczęściej wymuszone.

WIELOLETNIA NIEPEWNOŚĆ Z KILKOMA PRZEBŁYSKAMI

Koncentrując się więc na klasycznych napastnikach, w Śląsku Wrocław od wielu lat bywa z nimi bardzo różnie. Jak doskonale pamiętamy, WKS to klub który potrafił zdobyć mistrzostwo w sezonie 2011/12 z najlepszymi strzelcami w postaciach Johana Voskampa i Piotra Celebana. Obaj strzelili po… sześć goli. Efekt był najważniejszy, ale sam fakt czegoś takiego brzmi niesamowicie i absurdalnie zarazem. Po „złotym” sezonie bywało znacznie lepiej jeśli chodzi o osiągnięcia indywidualne, ale bardziej okresowo niż na stałe. Tak naprawdę od tamtego czasu barierę 10 goli wyraźnie przekroczyć umieli tylko bracia Paixao (Flavio 18 w sezonie 14/15 i Marco 21 w sezonie 13/14) oraz dwukrotnie Marcin Robak (17/18 – 19 goli i 18/19 – 18 goli). W pozostałych kampaniach najlepszymi strzelcami WKS-u byli zawodnicy tacy jak Kamil Biliński (11 goli w sezonie 2016/17), Ryota Morioka (7 goli w 2015/16), czy w ostatnich latach regularnie Erik Exposito. Jednak każdemu z nich daleko było do korony króla strzelców, czy choćby Robaka oraz portugalskich bliźniaków. Nawet dominującemu od trzech lat Hiszpanowi.

Erika można traktować jako główną postać całych tych rozważań. Zaś sezon 2019/20 jako pewnego rodzaju granicę, bo był on pierwszym po odejściu Marcina Robaka, czyli ostatniego który w WKS-ie zbliżył się do korony króla strzelców. Poza tym to wówczas zaczęła się swego rodzaju rewolucja, bo kadencja Vitezslava Lavicki była bądź co bądź czasem bardzo wielu zmian, zwłaszcza kadrowych. Wracając do Exposito, oto jest człowiek od trzech sezonów rokrocznie będący najlepszym strzelcem Śląska Wrocław. Tylko w swoim debiutanckim podzielił się tym mianem z Przemysławem Płachetą.

Mimo to, w żadnym tak naprawdę nie rzucił nikogo na kolana. Kolejno 8, 9 i 11. Tyle sezon po sezonie strzelał Hiszpan. Rezultaty porządne, ale na pierwszy rzut oka bez tzw. efektu „wow”. Tylko no właśnie, na pierwszy rzut oka. Bo gdy zagłębimy się wreszcie w statystyki, dostrzeżemy iż jednak nie bez przyczyny za tego człowieka swego czasu Śląsk chciał wielu milionów złotych. Exposito ma bowiem od prawie 3,5 roku wybitnie paskudną pracę.

PRZODOWNICY PRACY PRAGMATYCZNEGO CZECHA

Dlaczego Erik oraz pozostali napastnicy mają od kilku lat tak ostro przegwizdane? Przyczyn jest wiele. Gdy Exposito przychodził do Śląska przed sezonem 2019/20, trenerem WKS-u był wspomniany Lavicka. Czech miał za zadanie posprzątać syf po katastrofalnej kampanii 2018/19. Robił to w sposób bardzo pragmatyczny. Niewiele w grze Śląska było polotu, wielokrotnie można było zżymać się na brak kreatywności. Paradoksalnie WKS zdobył wówczas całkiem sporo bramek, bo 51, co było czwartym najlepszym wynikiem w lidze. Ale napastnicy (Exposito, Filip Raicević, Sebastian Bergier i Daniel Szczepan) odpowiadali tylko za 9 z nich, co daje ledwie 17% całości. U Lavicki każdy miał ostro pracować na boisku. Taktyka i defensywa były najważniejsze. Nawet ten najbardziej wysunięty zawodnik był pierwszym obrońcą.

Exposito był już wtedy podstawową „dziewiątką”. Raicević przez jakiś czas mu zagrażał, ale szybko posypał się zdrowotnie, a dwaj pozostali to bez komentarza. Hiszpanowi wielokrotnie zarzucano brak skuteczności, ale tak naprawdę on wyciągał tyle ile teoretycznie powinien. Jego współczynnik expected goals wyniósł 7,414, czyli zgadzał się właściwie z liczbą goli (8). Był to dopiero 17. wynik w lidze, a w klubie tylko Robert Pich miał lepsze xG. Śląsk choć goli trochę nastrzelał, też jako zespół nie błyszczał w ofensywnych statystykach. Expected goals na poziomie 44 bramek (9. wynik w lidze), liczba stworzonych dogodnych okazji na poziomie 68 (10. wynik w lidze). Pragmatyzm przykrył niedoskonałości w ataku i stąd było to 5. miejsce w tabeli.

KREATYWNOŚĆ? NIE TEN ADRES

Kolejny sezon, ten skrócony przez pandemię do 30 kolejek, był podkreśleniem dlaczego napastnik w WKS-ie to męczennik swego fachu. To jest nieprawdopodobne, że ten klub skończył w TOP 4 i awansował do pucharów. Okoliczności w jakich to zrobił, ten pamiętny remis ze Stalą Mielec, były właściwie idealnym odwzorowaniem. Śląsk strzelił wówczas 36 goli, co było dziewiątym wynikiem w lidze. Napastnikom procentowo poszło lepiej, bo Erik wraz z Fabianem Piaseckim zdobyli łącznie 13 goli (9 i 4), czyli jakieś 33% całości. Obydwu należą się za to spore gratulacje. WKS był bowiem zespołem do absolutnego bólu niekreatywnym. Zaledwie 42 dogodne okazje na gola przez cały sezon to był drugi najgorszy wynik w ekstraklasie. Expected goals dla całego zespołu na poziomie 28,54 (!) to też drugie miejsce od końca.

Indywidualnie brakowało liderów ofensywnych, którzy mogliby wspomóc napastników. Najwięcej kluczowych podań, czyli ostatnich przed oddaniem strzału, miał Mateusz Praszelik. Ale jego wynik, 31 takowych zagrań, był dopiero 29. rezultatem w lidze. Ten sam zawodnik wykreował kolegom najwięcej dogodnych okazji na bramkę (6), ale w skali całej ekstraklasy, nie zmieścił się nawet w Top 30, a ogólnie w Top 50 ze Śląska znalazł się jeszcze tylko… Exposito. Wszystko to sprawiło, że Hiszpan wyciągnął  9 goli z expected goals na poziomie 4,056, a jego rywal Fabian Piasecki 4 bramki z xG 1,955. Poza tym pamiętamy same wrażenia wizualne, zwłaszcza z ostatniej fazy Lavicki na początku 2021 roku. Albo inaczej, pamiętamy, ale jak ktoś zapomniał to gratulujemy i radzimy sobie nie przypominać.

STYL UKRYCIE OFENSYWNY

Dochodzimy zatem poprzedniego sezonu. Tego który WKS zaczął już pod wodzą Jacka Magiery. Miało być inaczej. Odważnie, z polotem, ofensywnie. I na początku nawet było. Śląsk sporo strzelał w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy, Erik Exposito dobrze współpracował z Mateuszem Praszelikiem czy Robertem Pichem i zagrał rundę jesienną życia (9 goli). Przyspawał też do ławki Caye Quintanę, który miał go zastąpić w razie odejścia. Jej końcówka tak udana nie była, ale wydawało się, że o ile Hiszpan nie odejdzie, to zrobi wreszcie wynik bramkowy a’la Marcin Robak czy bracia Paixao. Ale co było potem wszyscy doskonale wiemy. Praszelik odszedł, Exposito miał to zrobić, już siedział na walizkach, jednak ostatecznie został i to bez zimowego okresu przygotowawczego oraz formy, a WKS w środku pola został z domem starców (Sobota, Pich, Mączyński) oraz również niemłodym Stiglecem bez płuc na lewym wahadle.

Coś co miało w końcu wyglądać skutecznie i miło dla oka, zjechało do przeciętnego poziomu z poprzednich sezonów. A jako że popsuła się defensywa, to cały zespół prawie zjechał do I ligi. Niech znów przemówią statystyki. Erik zrobił 11 goli z xG na poziomie 5,088 (31. wynik w lidze), Śląsk był jedenasty pod kątem xG (36,4) oraz dwunasty w liczbie wypracowanych dogodnych okazji (59). Indywidualnie najwięcej okazji wypracowali Praszelik, w zaledwie pół sezonu, oraz Exposito (po 8, 17. wynik w lidze), zaś reszta była tak daleko za nimi, że w ligowym Top 50 zmieścił się jeszcze tylko Victor Garcia. Natomiast w tabeli kluczowych podań najlepszy zawodnik Śląska był 33. i mowa tu o tym ruchliwym jak wóz z węglem Stiglecu.

PIASECKI SYMBOLEM TRUDNEGO LOSU

Przez ostatnie lata Śląsk był klubem, który xG miał zawsze o wiele niższe niż ostateczna liczba bramek. Którego zawodników próżno było szukać w czołówkach klasyfikacji stworzonych okazji czy kluczowych podań, a nierzadko nawet i tam, bo Top 40 to zdecydowanie zbyt szerokie rozumienie czołówki. W tym sezonie nie wygląda to inaczej. Dość powiedzieć, że xG WKS-u z bieżących rozgrywek to 5,09 po dziesięciu kolejkach, co jest drugim najgorszym wynikiem w lidze, ale dogodnych okazji na gola Śląsk miał wedle serwisu ekstrastats.pl tylko 7 (bez karnych). Ci którzy przodowali w ofensywie w ostatnich kilku sezonach (Praszelik, Pich, Płacheta, Stiglec) odeszli, a następcy póki co nie gwarantują niczego.

Oczywistą rzeczą jest, iż obecni napastnicy Śląska Wrocław nie są w formie. Erik Exposito nawet w tym wrogim snajperom środowisku potrafił wyglądać o wiele lepiej, choć ostatnio notuje poprawę. Caye Quintana już pomijając fakt, iż żaden z niego klasyczny napastnik, przepada coraz bardziej. Zaś Sebastian Bergier piłkarzem na poziomie ekstraklasy raczej nie będzie. Ale to nie tylko w nich leży problem i nie od dzisiaj.

Symbolem niech będzie Fabian Piasecki. Odkąd powrócił do ekstraklasy po zdobyciu korony króla strzelców I ligi, wyglądał dobrze wszędzie, tylko nie w Śląsku. Był kluczową postacią Stali Mielec, obecnie pokazuje dobrą formę w Rakowie Częstochowa. Dlaczego? Bo tam jest na niego pomysł. Jak wykorzystać to co najlepsze. Fabian po ostatnim meczu Rakowa ze Śląskiem powiedział wprost, że on najlepiej czuje się w grze kombinacyjnej, Gdy musi robić coś więcej niż walczyć o długie piłki i stać w polu karnym. Gdy ma z kim pograć. W Śląsku takiej roli nie pełnił, co również wówczas zaznaczył.

Podsumowując, przed Ivanem Djurdjeviciem bardzo twardy orzech do zgryzienia. Musi znaleźć pomysł na ofensywę, którego tak naprawdę brakuje od wielu lat. Inaczej będzie zdany na przebłyski indywidualne. Tych na razie nie ma, bo Erik nie w optymalnej formie, jakościowej, stabilnej „10” brakuje, a gwarantującego mimo różnej gry nieco liczb Roberta Picha również już nie ma. Ten zespół potrzebuje nowych liderów, zwłaszcza w drugiej linii. Bo inaczej los napastników w Śląsku dalej będzie mizerny, takich „Piaseckich” może być więcej, a Exposito nawet w dobrej dyspozycji nie przebije „granicy” 10-12 goli w sezonie.