Pich: Najbardziej brakuje mi medalu ze Śląskiem (WYWIAD)

22.11.2023 (16:00) | Marcin Sapuń | skomentuj (0)

Niecałe dwa tygodnie temu swoje 35. urodziny świętował były zawodnik Śląska Wrocław, Robert Pich. Ze słowackim skrzydłowym powspominaliśmy jego wieloletnią przygodę na Dolnym Śląsku oraz sprawdziliśmy, jak radzi sobie w zespole wicemistrza Polski. Nie obyło się bez pytań na temat przyszłości zawodnika. 

12 listopada skończyłeś 35 lat. Czy znajomi z Wrocławia dzwonili z życzeniami?

Tak, kilku znajomych pisało do mnie. Jestem w kontakcie z niektórymi zawodnikami i wymieniamy między sobą wiadomości.

Z kim masz największy kontakt?

Z Petrem Schwarzem.

A z Matusem Putnockym? Biorąc pod uwagę byłych piłkarzy Śląska, a dodatkowo to twój rodak.

Tak, z Matusem jestem często w kontakcie i wspólnie spędzamy też czas. Trzy tygodnie temu był u mnie w Warszawie na weekend.

Śledzisz wyniki Śląska po tym jak odszedłeś z klubu? 

Oczywiście. Oglądam mecze i widzę, że mają dużo punktów, są na pierwszym miejscu w tabeli. Regularnie sprawdzam wyniki i wygląda to naprawdę dobrze. 

Jeśli oglądasz, zapytam cię, jakie są twoje wnioski na temat tak dużej poprawy w zespole wrocławian?

Jest to duża różnica jeśli porównamy ją do poprzedniego sezonu, ale widziałem już takie zespoły, które przeszły pewną metamorfozę. Teraz również Jagiellonia jest druga, a jeszcze kilka miesięcy temu była w dolnych rejonach tabeli. Często tak się dzieje. Pamiętam jak w Śląsku w jednym sezonie graliśmy o utrzymanie, a następny skończyliśmy na czwartym miejscu. Walcząc o utrzymanie, jesteś w pełni zaangażowany i to nastawienie pozostaje na początku kolejnych rozgrywek. Jeśli zespół złapie dobrą serię, wtedy na pewno o wiele łatwiej się gra i widzimy to teraz w Śląsku. 

To utrzymanie ziściło się dzięki Jackowi Magierze, który wrócił do Śląska pod koniec zeszłego sezonu. Grałeś w Śląsku za czasów pierwszej kadencji trenera. Co się stało, że drużyna nie poszła za ciosem po sezonie 2020/21 i po przygodzie w europejskich pucharach, nie zrobiła żadnego postępu? 

Oceniam trenera Magierę bardzo dobrze. Wiedziałem, że jest to osoba, mająca jakość. Gdy przyszedł do Śląska, udało nam się zagrać w kwalifikacjach Ligi Konferencji, mieliśmy dobry początek sezonu, a potem robiąc roszady w składzie, zaczęliśmy przegrywać i tracić bramki po prostych błędach. W pierwszych kolejkach nie zwracaliśmy na to dużej uwagi, ale punkty uciekały. Jeśli na początku nie złapiesz dobrej serii, z każdym kolejnym tygodniem gra się ciężej. Do tego dołącza presja i mecze w naszym wykonaniu nie wyglądały tak, jak byśmy chcieli. Grając w europejskich pucharach, chciano sprzedać młodych zawodników, którzy dostawali więcej szans, a potem sytuacja w tabeli wyglądała tak, że ciężko było walczyć o wyższe cele. Według mnie, trener Magiera zrobił wszystko, co mógł. Liga Konferencji działała trochę na jego niekorzyść, ponieważ musieliśmy później gonić wyniki w ekstraklasie.  

Śląsk Wrocław zapewnił sobie utrzymanie w lidze w ostatniej kolejce. Tak się złożyło, że podopieczni trenera Magiery grali wówczas w Warszawie. Ty też wtedy byłeś, na ławce rezerwowych. Jakie reakcje widziałeś u zawodników po końcowym gwizdku? Czy to była taka umiarkowana radość? 

Wiadomo, że była to niekomfortowa sytuacja, w której nikt nie chciałby się znaleźć, gdy musisz walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki. Gdy rozmawiałem z wieloma osobami, każdy chciał, by taki zespół jak Śląsk został w ekstraklasie. Klub ma fajny stadion i każdemu dobrze się gra w takich warunkach i te spotkania wyglądają wtedy lepiej. Trzeba to powiedzieć, że zespół miał również trochę szczęścia, że utrzymał się w lidze. Gdyby spadli, dziś nie wiadomo, jaka byłaby sytuacja w klubie. Teraz widzimy, że małe szczegóły mogą dużo znaczyć. Po piętnastu kolejkach Śląsk jest liderem. 

Podobnie było w sezonie 2021/22? Wtedy utrzymanie zapewniliście sobie w przedostatniej kolejce. 

Pamiętam jako piłkarz Śląska, że byliśmy bardzo zdenerwowani. Nawet jeśli utrzymaliśmy się przed ostatnim meczem, nie było z czego się cieszyć. Ten sezon był nieudany, a fakt, że udało się nam uratować ekstraklasę dla Wrocławia, nie znaczyło, że coś osiągnęliśmy. Nie tak wyobrażaliśmy sobie tamte rozgrywki. W głowie mieliśmy nastawienie, by nie dopuścić do podobnej sytuacji rok później. 

Jaką ocenę wystawiłbyś sobie za ostatni sezon w Śląsku? Zacząłeś od pięciu bramek w kwalifikacjach do Ligi Konferencji i dwóch bramek w lidze, ale później przyszedł duży zastój 

Początek sezonu był najlepszy w mojej karierze. Strzeliłem dużo goli, grało mi się również bardzo dobrze, ale było to podsumowanie występów całego zespołu. Gdy przyszły gorsze momenty, miało to swoje odzwierciedlenie w moich statystykach. Jedno było z drugim połączone. Kiedy przegrywasz, nie zdobywasz bramek, indywidualnie też nie wygląda to dobrze i na odwrót. Kiedy walczysz o utrzymanie, nie patrzysz się na siebie, tylko na cały zespół. Wtedy na przykład ofensywni gracze muszą skupiać się bardziej na obronie. Jeśli miałbym ocenić cały sezon, grałem dużo spotkań, byłem zdrowy, ale nie osiągnęliśmy jako Śląsk dobrego wyniku. 

Jak zareagowałeś na decyzję władz klubu o nieprzedłużeniu z tobą kontraktu? Liczyłeś się z tym? 

Nie zaskoczyło mnie to. Byłem już długo w klubie i przy ostatnim przedłużeniu umowy, byłem przygotowany, że może być to mój ostatni okres w Śląsku. Pod koniec sezonu 2021/22 wiedziałem, że nastaną zmiany, a dyrektor sportowy nie rozmawiał już o przedłużeniu kontraktów z piłkarzami, którym kończyły się w czerwcu 2022 roku. Pomimo tego walczyliśmy do końca, ponieważ nie chcieliśmy odejść z klubu po spadku. Nie obraziłem się, ponieważ w głowie też byłem już nastawiony, że lepiej będzie dla mnie, gdy zmienię miejsce do życia i treningów. W Śląsku spędziłem kilka lat i czułem, że potrzebuję pewnych zmian. 

Po tym jak stałeś się wolnym zawodnikiem, zgłosiła się po ciebie Legia Warszawa. Kto zadzwonił z propozycją? Sam Kosta Runjaić? 

Tak, gdy skończyła mi się umowa ze Śląskiem, byłem w kontakcie z trenerem Runjaiciem. Znaliśmy się już z okresu gry w Kaiserslautern. Gdy szkoleniowiec był w Pogoni, rozmawialiśmy o naszych sytuacjach. Trener mówił mi, że chętnie widziałby mnie w swoim zespole, jeszcze kiedy był w Szczecinie, a po przenosinach do Legii podtrzymał to, ponieważ szukał wówczas kogoś na skrzydło. 

Byłeś mocno zaskoczony tą propozycją? 

Tak, ale dogadaliśmy się bardzo szybko.  Nie zastanawiałem się dość długo i byłem zadowolony z tego powodu. 

W pierwszym zespole Legii zagrałeś w dziewiętnastu meczach, ale tylko pięciokrotnie wyszedłeś w wyjściowej jedenastce. Co się zmieniło, że przestałeś dostawać minuty? 

Liczyłem na więcej, ale z drugiej strony dobrze wiedziałem, do jakiego zespołu dołączam, jaka jest konkurencja i jakie są cele. Chciałem grać więcej, ale liczyłem się z tym, że nie będzie to takie łatwe. Przyszedłem do Legii jako drugi najstarszy zawodnik, a nie zdarza się to często w Legii, by klub transferował wiekowych piłkarzy, dlatego byłem szczęśliwy, że dano mi taką możliwość. Na początku wywalczyłem sobie miejsce w wyjściowym składzie, ale po rozmowie z trenerem dowiedziałem się, że dużo straciłem na zmianie formacji. Przyjechałem do Warszawy jako skrzydłowy i graliśmy w ustawieniu 4-4-2 lub 4-5-1, a po kilku kolejkach przeszliśmy na grę z piątką obrońców i dwoma napastnikami. Oznaczało to zastąpienie skrzydłowych wahadłowymi. Kosta Runjaić szukał dla mnie innej pozycji, ale nie byłem już wtedy pierwszym wyborem trenera. Podobne sytuacje dzieją się w wielu drużynach, ale byłem częścią zespołu z poprzedniego sezonu, który wrócił na właściwe tory - zdobył wicemistrzostwo i Puchar Polski. Z tego jestem zadowolony. 

Od tego sezonu grasz już tylko w trzecioligowych rezerwach Legii. W jaki sposób klub zakomunikował ci tę informację i jak ją przyjąłeś? 

Wiadomo, że moje ambicje są na pewno większe niż gra w trzeciej lidze. Trener widząc, że nowa formacja pozwala zawodnikom i drużynie lepiej wykorzystać swój potencjał, postanowił się jej trzymać również w obecnych rozgrywkach. Pod koniec sezonu odbyłem rozmowę ze szkoleniowcem na temat mojej sytuacji.  Miałem jeszcze rok ważnej umowy, trener  był ze mnie zadowolony. W letnim okienku do klubu dołączyli kolejni zawodnicy, zbudowaliśmy szeroką kadrę po powrocie do europejskich pucharów, ale  straciłem miejsce i nie grałem nawet w sparingach. Wydawało się, że najlepiej będzie jakbym odszedł do innego zespołu, ale nie znalazłem żadnego takiego, który by mi odpowiadał. Potem rozmawiałem ponownie z trenerem, który zakomunikował mi, że w tym sezonie będę występował w rezerwach. Musiało mnie to kiedyś spotkać, mam już 35 lat i wiele sezonów za sobą. Nie jest to łatwe, ale muszę być teraz cierpliwy, grać jak najlepiej w drugim zespole. Zobaczymy, co wydarzy się zimą. 

Rok temu w jednym z wywiadów powiedziałeś, że najprawdopodobniej pograsz jeszcze w piłkę przez dwa, trzy lata. Podtrzymujesz to? 

Myślę, że jeszcze z dwa, trzy lata mogę grać. Jestem zdrowy, mam dobre warunki do treningów. Dbam o siebie i nic nie stoi na przeszkodzie by jeszcze występować na tym profesjonalnym poziomie przez ten czas. 

W poprzednim sezonie miałeś okazję zagrać kilka minut w meczu przeciwko Śląskowi we Wrocławiu. Jakie emocje towarzyszyły ci w tamtym momencie? Serce mocniej zabiło? 

Było to trochę dziwne uczucie, ciężkie do opisania. W Śląsku spędziłem wiele lat, najwięcej czasu w swojej karierze. Oczywiście w tamtym momencie byłem już zawodnikiem Legii Warszawa, więc liczyła się dla mnie wówczas wygrana zespołu. Natomiast przyjemnie było wrócić na wrocławski stadion. Cieszę się, że mogłem tam ponownie zagrać, a dodatkowo po meczu dostałem dużo pozytywnych wiadomości, okrzyków od kibiców. Nie zostałem wygwizdany, cały czas szanuję Śląsk jako klub i jeśli będę mógł jako piłkarz lub kibic przyjść na stadion, chętnie z tego skorzystam, bo lubię tam przebywać. 

W tym sezonie byłeś na trybunach, kiedy Śląsk wygrał z Legią 4:0? 

Nie, zostałem w Warszawie, ponieważ graliśmy mecz w rezerwach. Chyba wszyscy byli zaskoczeni z tak wysokiej wygranej Śląska. 

Który moment w Śląsku wspominasz najlepiej? 

Wydaje mi się, że końcówki sezonów, w których zajęliśmy czwarte miejsce i dzięki temu mogliśmy zagrać w kwalifikacjach europejskich pucharów. Były to udane rozgrywki, chociaż mogły być jeszcze lepsze. 

Są jakieś momenty, które wymazałbyś z pamięci? 

Na pewno te momenty, w których walczyliśmy o utrzymanie. Były one bardzo trudne, nikt nie chciał, żebyśmy spadli z ekstraklasy. Na szczęście do tego nie doszło. 

W Śląsku grałeś z małymi przerwami między 2014 a 2022 rokiem. Pokuszę się o taką tezę, że przez ten okres najbardziej brakowało ci medalu zdobytego z klubem. Zgadłem? 

Dokładnie tak. Gdybym miał oceniać okres gry w Śląsku, najbardziej brakowało mi właśnie medalu, osiągnięć w Pucharze Polski lub awansu do fazy grupowej Ligi Europy, czy Ligi Konferencji. Mieliśmy szanse na to. Z drugiej strony jestem szczęśliwy, że zagrałem w tylu spotkaniach i spędziłem we Wrocławiu tyle lat. Jeśli mówimy o tych czwartych miejscach, przypomniało mi się, że mieliśmy też dobry zespół za trenera Urbana, gdzie początek był naprawdę udany, a później posypała nam się defensywa, przez co na przykład ja sam musiałem zagrać na prawej lub lewej obronie. Szkoda mi tego, ponieważ mieliśmy wówczas super zespół i mogliśmy powalczyć o wyższe cele, ale między innymi przez te kontuzje popsuły się również wyniki. 

A jak duże czułeś wsparcie od kibiców na trybunach? Szczególnie w tych sezonach, gdzie graliście w grupach spadkowych. 

Są kibice, którzy wspierają zespół i trzymają kciuki w każdym spotkaniu, nawet jeśli przegrywasz. U innych tolerancja na wyniki zespołu jest dużo niższa i wyrażają swoje niezadowolenie, na przykład gwizdami. Niektórym piłkarzom nawet to pomaga, ponieważ te gwizdy napędzają ich do jeszcze większej pracy, zmian. Śląsk ma bardzo dobrych kibiców i zawsze czuliśmy od nich wsparcie, nawet kiedy byliśmy blisko strefy spadkowej. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy dołączyłem do Śląska, zaimponowała mi bardzo atmosfera na wrocławskim stadionie i między innymi to zachęciło mnie, by podpisać umowę z klubem. 

Z którym trenerem współpracowało ci się najlepiej w Śląsku? 

Było ich dużo i ciężko wybrać tylko jednego. Na przykład trenerzy Lavicka, Magiera i Urban byli bardzo doświadczeni i sądzę, że jeszcze osiągną jakiś sukces. Potrafili oni zadbać o atmosferę, rozmowy z piłkarzami, a także jakość treningów była naprawdę na dobrym poziomie. 

A jak wspominasz Tadeusza Pawłowskiego, który dwukrotnie był trenerem Śląska, kiedy ty grałeś w klubie? 

Dobrze, że przypomniałeś o tym trenerze. To właśnie za jego kadencji skończyliśmy sezon na czwartym miejscu i graliśmy dobrą piłkę. Trener mi ufał, dzięki czemu czułem się bardzo swobodnie. Atmosfera również była na wysokim poziomie, z Tadeuszem Pawłowskim zawsze dało się porozmawiać na wiele tematów. Był to na pewno owocny czas. Jako piłkarze wiedzieliśmy, że trener Pawłowski jest związany mocno ze Śląskiem i chcieliśmy też pomóc mu, by zdobył jakiś sukces ze swoim klubem już nie jako zawodnik, a właśnie szkoleniowiec. Trzeba przyznać, że widać było po nim, że stara się na sto procent, ma klub w sercu i robi wszystko, by osiągnąć sukces. 

W Śląsku miałeś okazję spotkać się z aż ośmioma trenerami. Uważasz, że w klubie zbyt często zmieniano szkoleniowców lub chociaż zbyt szybko zwalniano niektórych? 

Ciężko tak jednoznacznie ocenić. Każdy chciałby, żeby trener dostał czas na prowadzenie zespołu, ale to się dzieje w wielu klubach. W Śląsku mieliśmy często odmienne sezony, raz graliśmy w górnej ósemce, a rok później walczyliśmy o utrzymanie. W niektórych przypadkach nie dokonywałbym szybkich zmian. 

Już wielokrotnie podczas naszej rozmowy padło, że grałeś we Wrocławiu tyle lat. Czy w takim razie czujesz się legendą Śląska? 

Ja się tak nie czuję. Słysząc słowo legenda, mam przed oczami piłkarza, który już dawno nie gra w piłkę, ma 80 lat i dopiero wtedy ocenia się jego całokształt w klubie. Dlatego też ciężko mi się na to wszystko patrzy. Wiem, że zagrałem mnóstwo meczów dla Śląska i strzeliłem dużo goli i kibice mnie pamiętają, ale bardziej szukałbym tu innego słowa niż legenda. Oczywiście cieszę się, że zapisałem się w historii takiego klubu, ale bardziej mówiłbym o statystykach niż używał aż takich określeń. 

Nie bez powodu użyłem tego słowa legenda, ponieważ zapytał o to jeden z naszych czytelników. Dodatkowo jesteś najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Śląska, chociaż w tej klasyfikacji depcze ci po piętach Erik Exposito. 

Wiem o tym, kolega wysłał mi ostatnio statystyki strzeleckie. Nie wiedziałem, że Erik jest tak blisko mnie i jeśli tylko dogra sezon do końca, przeskoczy mnie w tej klasyfikacji. Życzę mu żeby strzelał jak najwięcej i pomógł Śląskowi w realizacji poszczególnych celów. Z Erikiem Expsito zawsze miałem dobre relacje. Jestem szczęśliwy, że przez te kilka lat zdobyłem aż 59 bramek i wciąż jestem najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii klubu, ale na to, co będzie w przyszłości, nie mam już wpływu. 

Co planujesz po zakończeniu kariery? Zostały ci jeszcze dwa, trzy lata. 

Mówię o dwóch, trzech latach, ale niewykluczone, że będzie to trochę dłuższy okres. Ciężko przewidywać, bo zależy to od danego klubu, w którym będę, ambicji, chęci i zdrowia. Nie trzymam się sztywno tych dat, ale myślę nad przyszłością po zakończeniu kariery. Chciałbym zostać przy piłce i próbować działać jako skaut lub menadżer. 

Na jakiej płaszczyźnie mógłbyś współpracować ze Śląskiem po zakończeniu kariery? Rozmawiałeś o tym z kimś z klubu, kiedy skończył ci się kontrakt? 

Nie rozmawiałem z nikim na ten temat. Gdybym zaczął pracę, o której mówiłem wcześniej,  może szukałbym jakiś możliwości, ponieważ mam pewne kontakty. Jeszcze nad tym tak głęboko nie myślę, skupiam się na grze w klubie. Jeśli zdecyduję się pójść tą drogą, fajnie by było wykorzystać to, że spędziłem we Wrocławiu kilka lat i ludzie dobrze mnie znają. W piłce jeszcze dużo może się zmienić, ale jest to jedna z możliwości.

Na koniec, wróćmy jeszcze do wspominek. Który gol w barwach Śląska zapadł ci najbardziej w pamięci? 

Dwa gole, które mi przychodzą od razu do głowy to trafienia przeciwko Wiśle Kraków z sezonu 2014/15. Pierwsze, pod koniec sezonu, zapewniające nam czwarte miejsce w tabeli. Druga bramka, już z domowego spotkania, gdy po rzucie wolnym i wybiciu piłki przez jednego z rywali, spadła mi ona na nogę przed polem karnym, przyjąłem ją i strzałem z woleja pokonałem Michała Buchalika. Oba spotkania wygraliśmy po 1:0.