Warchoł: Gra w Śląsku to ogromny zaszczyt

30.08.2025 (10:00) | Jan Pindral | skomentuj (0)

Damian Warchoł po meczu z GKS-em Tychy nie krył radości z kolejnej bramki i przede wszystkim z bardzo ważnych trzech punktów. Strzelec gola na 2:1 podkreślał jednak, że zwycięstwo nie przyszło łatwo – zwłaszcza po słabej pierwszej połowie w wykonaniu Śląska. O czym jeszcze opowiedział gracz WKS-u?

Jakbyś podsumował dzisiejsze spotkanie?

Na pewno cieszymy się z trzech bardzo ciężko wywalczonych punktów. Uważam, że mierzyliśmy się dzisiaj z jednym z najlepszych zespołów w lidze, zaraz po Wiśle Kraków. Sporą część meczu spędziłem na ławce, więc mogłem spokojnie przyjrzeć się grze z boku. Tychy świetnie wychodziły spod pressingu, długo utrzymywały się przy piłce i tworzyły sytuacje. Do przerwy, szczerze, mogli prowadzić nawet 3:0 i nie byłoby to niczym dziwnym. Nasza pierwsza połowa była bardzo słaba. Myślę, że wpływ miała też porażka z Wisłą, która mocno podcięła nam skrzydła i pewność siebie. Po przerwie wyglądaliśmy lepiej – dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. GKS już tak mocno nie pressował, co pozwalało nam spokojniej rozgrywać i kreować sytuacje. Mieliśmy swoje okazje, a zmiany wprowadzone przez trenera okazały się kluczowe, co zresztą zapowiadał w szatni. Cieszę się, że znów mogłem pomóc drużynie golem. Styl może nie był najlepszy, ale najważniejsze są punkty – szczególnie przed przerwą na kadrę.

Smakuje lepiej to zwycięstwo właśnie dlatego, że musieliście odrabiać straty i szybko odpowiedzieliście?

Tak, zdecydowanie. Musimy się cieszyć z trzech punktów. Gra nie była wybitna, nie ma co się oszukiwać, ale taka jest pierwsza liga. Każdy mecz jest trudny, niezależnie czy grasz z GKS-em Tychy, Puszczą czy Górnikiem Łęczna. Wisła Kraków trochę odjechała, ale sezon jest długi i wszystko jeszcze może się zdarzyć.

Liczysz, że po przerwie reprezentacyjnej przejdziecie na grę na dwóch napastników?

Myślę, że za tego trenera to się nie wydarzy.

Skąd bierze się u was stres, zanim zdobędziecie bramkę? Ostatnie mecze są szarpane – dopiero po golu zaczynacie grać pewniej i składniej. To kwestia stresu?

Po wysokiej porażce z Wisłą rzeczywiście brakowało nam pewności siebie, szczególnie w pierwszej połowie dzisiejszego meczu. Jesteśmy zespołem, który źle czuje się bez piłki, a GKS długo przy niej pozostawał, przez co cierpieliśmy. Po golu na 1:1 ewidentnie puściła presja i zaczęliśmy grać lepiej. W drugiej połowie mieliśmy więcej z gry, choć nie wiem, jak to wyglądało w statystykach posiadania. Na pewno wyglądało to dużo lepiej niż przed przerwą.

Po czerwonej kartce dla bramkarza rywali nie kusiło cię, żeby uderzyć z dystansu?

Oczywiście, że kusiło, ale mamy w drużynie hierarchię i trener tego bardzo pilnuje. Przed każdym meczem są jasno ustaleni wykonawcy stałych fragmentów i rzutów karnych. Wiadomo, fajnie byłoby spróbować, szczególnie że w bramce stanął zawodnik z pola, ale to nie jest mój najmocniejszy element. Dziś lepiej wychodziło mi utrzymywanie się przy piłce i rozegranie, więc nie chciałem tego psuć na siłę.

Grałeś w Śląsku zarówno jako napastnik, jak i ofensywny pomocnik. Na której pozycji czujesz się lepiej?

Dla mnie to nie ma większego znaczenia. Bardzo dobrze czuję się w grze z Przemkiem Banaszakiem – jego szybkość daje mi dużo możliwości. To on wywalczył dziś czerwoną kartkę. Już półtora roku gramy razem i dobrze się rozumiemy. Decyzja, gdzie zagram, zawsze należy do trenera. Ja się cieszę z samego faktu, że mogę występować w Śląsku Wrocław. Długo czekałem na taką szansę i traktuję to jako ogromny zaszczyt – nawet jeśli trafiła się dopiero teraz.

Czy bramka zdobyta we Wrocławiu smakuje lepiej niż te na wyjazdach?

Zdecydowanie tak. Wchodząc na boisko liczyłem, że uda się trafić przed własną publicznością. Miałem dosyć łatwą okazję, ale najważniejsze, że piłka wpadła do siatki i mogę dopisać kolejną bramkę do swojego dorobku.