Śląsk – GKS Tychy: Bez Ortiza? Jest Marjanac. Co mówią liczby?

01.09.2025 (06:00) | Adam Paliszek-Saładyga | skomentuj (0)

Liczby z Tychów układają się w czytelną opowieść: Luka Marjanac błysnął wszechstronnością i odwagą, pierwsza połowa Śląska posypała się przez niedokładność, a Piotr Samiec-Talar na prawej flance potwierdził, że właśnie tam jego wpływ na mecz rośnie. Zwycięstwo? Wzięte charakterem, bramką lidera środka i kluczowymi interwencjami z tyłu.


BRAK ORTIZA NIE BĘDZIE PROBLEMEM?

Trzeba to powiedzieć wprost, Luka Marjanac wszedł w ten mecz z energią, której reszcie ofensywy długo brakowało. Gdy zespół gasł w pierwszej połowie, on ciągnął kreację – i to nie na alibi. Cztery kluczowe podania (najwięcej w meczu) to liczba, która sama broni narracji. Co ważne, nie były to tylko krótkie „odklepane” zagrania: 4 dośrodkowania, w tym 2 bardzo dobre – przy lepszym wykończeniu miałby co najmniej jedną asystę.

Druga pieczęć to drybling. Marjanac podjął 6 pojedynków „1 na 1” i wygrał 5 – dwukrotnie więcej prób od kolejnego w tej klasyfikacji Piotra Samca-Talara. Do tego dołożył 2 akcje defensywne, czyli element, którego u Ortiza w tym sezonie… w ogóle nie widzieliśmy. A gdyby nie odrobina pecha i czujność bramkarza, w 85. minucie zamykałby wieczór golem – xG tej sytuacji: 0.30.



SŁABA PIERWSZA POŁOWA BYŁA SPOWODOWANA NIECELNOŚCIĄ?

To był rdzeń problemu. Śląsk wpadł w spiralę niedokładności, a piłka zbyt często wracała pod nogi rywali.

Tommaso Guercio wygrał dużo pojedynków w obronie i uzbierał 6 akcji defensywnych, ale w ataku to nie był jego dzień. 28 celnych z 41 podań (68%) i 1 celne dośrodkowanie na 4 kreślą obraz bocznego obrońcy, który w posiadaniu po prostu gasł. Dwa celne długie podania na dwie próby ratują nieco sytuację, ale nie zmieniają narracji.

Obok niego Marc Llinares, słaby start, oddech po przerwie. Całościowo wyszło 39/51 podań (76%), czyli wciąż poniżej standardu bezpieczeństwa, ale za to najwięcej celnych długich piłek w meczu: 7 z 13. Były też starcia i determinacja: 15 pojedynków, 5 wygranych. No i asysta – kapitalne podanie do Damiana Warchoła, które przeważyło wagę występu.

W środku Patryk Sokołowski i Jorge Yriarte nie uspokajali gry na tyle, by zdusić chaos niedokładności. Sokołowski skończył z 39/49 (80%), ale przykrył to bramką, 6 akcjami defensywnymi i 5 wygranymi z 8 pojedynków, był to lider z niezłomnym charakterem. Yriarte miał 22/27 (81%), 0 kluczowych podań i tylko 2 akcje defensywne. W starciach: 13 (6 wygranych). Liczby poprawne, ale bez wpływu – zwłaszcza przy minimalnym ryzyku podań.






PRAWE SKRZYDŁO JEDNAK NATURALNE DLA SAMCA-TALARA?

Piotr Samiec-Talar ma swoje fazy znikania, ale na skrzydle to nie uderzało w zespół – bo wracał z konkretem. W meczu dowiózł xA = 0.35, 3 kluczowe podania i 1 „big chance created”. Do tego 3/3 w dryblingach i 15 pojedynków (7 wygranych). Była też znakomita główka w doliczonym czasie pierwszej połowy, o włos od otwarcia wyniku.

Dwa „pasy” grane z prawej strefy do półprzestrzeni – te, które wcinają linię i są ciężkie do przeczytania. I to jest sedno: na boku Samiec-Talar ciągnie uwagę, rozciąga obronę i zjada metry.



CZEMU ŚLĄSK W OGÓLE WYGRAŁ?

Pytanie brzmi prowokacyjnie, bo pierwsza połowa była najsłabsza w sezonie. A jednak splot kilku faktów przekuł to w sukces.

Po pierwsze, GKS Tychy miał Damiana Kądziora w formie – 8 pojedynków z Llinaresem, 5 wygranych. Jego dośrodkowania bywały niecelne, ale groźne, przy wyższej jakości finalizacji gospodarze mieliby więcej z tych sytuacji.

Po drugie, Michał Szromnik wygrał to spotkanie dwiema kluczowymi paradami: 32. minuta po strzale Jakuba Bierońskiego i 50. minuta po uderzeniu Kądziora. Gdzieś pomiędzy była jeszcze poprzeczka po „kosmicznym” strzale Szpakowskiego w 37. minucie.

Po trzecie, reakcja po stracie bramki. Od tego momentu Śląsk przejął inicjatywę, akcja po akcji dociążał pole karne, a wejście Damiana Warchoła przyniosło bramkowy konkret. W końcówce to był już inny zespół: bardziej wertykalny, odważniejszy, gęstszy w polu karnym.



[REKLAMA]